sobota, 17 sierpnia 2013

V. I won't leave.




Jak już tu wszedłeś to przeczytaj, dla Ciebie to chwila, 
a dla mnie ogromna satysfakcja. Czytasz? Skomentuj. 
Nie masz konta na blogspocie? Wybierz opcje ''anonimowy'' :)





Otworzyłam oczy i pierwszą osobą, jaką zobaczyłam był on- Nate. Cztery ściany i tylko my. Spokojnie spał jeszcze po wczorajszej nocy, która przyniosła nam wiele niespodzianek. Mieliśmy tego ranka obudzić się w Nowym Jorku, w moim rodzinnym domu, ale niestety wyszło inaczej. Nie winiłam go za nic. To nie on pokrzyżował nasze plany. Chciał dobrze. Chciał, żebym w końcu spotkała się z moją rodziną po roku rozłąki. Gdy usłyszałam z jego ust, jakie miał zamiary byłam szczęśliwa chociaż nie ukazywałam tego.
Cieszyłam się, że mam tak cudownego przyjaciela. Był kochany.
Spojrzałam na niego i uświadomiłam sobie, jakie szczęście miałam koło siebie. Zawsze mogłam na nim polegać. Nigdy nie odmówiłby mi pomocy. Z nim mogłam śmiać się do łez, ale i płakać gorzkimi łzami. On zawsze przytuliłby mnie, powiedział, że jeszcze ułoży się i poznam smak szczęścia. Był prawdziwym przyjacielem, który rozumiał mnie, jak nikt inny i poszedłby za mną na drugi koniec świata, jeśli groziłoby mi coś. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo brakowało mi go przez te lata, kiedy dzielił nas ocean i tysiące kilometrów.
- O czym tak rozmyślasz?- Odezwał się Nate, który właśnie obudził się i przyglądał mi się z uśmiechem.
Zaskoczył mnie swoim pytaniem. Nie wiedziałam, co mogłabym mu powiedzieć, więc milczałam. Odwróciłam się plecami do niego, a potem znów spojrzałam na niego. Wstał właśnie z łóżka i w milczeniu kierował się do łazienki. Nie czekałam aż wyjdzie i zaczęłam przebierać się na miejscu. Zdjęłam z siebie koronkową koszulę nocną mojej przyjaciółki i założyłam bieliznę, a potem jedną z moich ulubionych sukienek. Sięgnęłam do swojej torby i wyjęłam z niej telefon. Chciałam zadzwonić do Camille i zawiadomić ją, że będziemy później niż Nate planował, bo nocą utknęliśmy w drodze. Jednak nie wyszło. Nie miałam zasięgu i nie byłam w stanie skontaktować się z Cami, ani z Matem.
Przeczesałam swoje włosy i podeszłam do okna, wyglądając przez nie. Na zewnątrz w oddali od pensjonatu zauważyłam przewalone drzewo, a wokół pełno gałęzi i zrzuconych letnich liści. Niebo było nadal zachmurzone, a z dachu spadały ciężkie krople deszczu po wczorajszej nawałnicy. Przetworzyłam okno, by przewietrzyć pomieszczenie, ale zaraz pożałowałam. Chłodny podmuch wpędził do wnętrza i przyprawił mi dreszczy na całym ciele. W pośpiechu zamknęłam skrzydło okiennicy. Zaczęłam tulić się sama do siebie.
- Może powinienem przytulić cię, jak wczoraj?- Usłyszałam znajomy głos za pleców i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Odwróciłam się do niego i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to jego niesamowicie szczery uśmiech. W nim widziałam nadzieję i wiarę w ludzi, życie. Na jego widok szczerzyłam się jeszcze bardziej.
- Może to ja powinnam uściskać ciebie?- Droczyłam się nadal z nim.
Roześmiał się, a ja z nim i zaraz wpadliśmy sobie w ramiona, jak za dobrych lat. Przez lata brakowało mi ciepła, bijącego od jego serca. Przy nim czułam się bezpiecznie. W jego towarzystwie wszystko wydawało się łatwiejsze. Był najlepszym człowiekiem, którego spotkałam w całym swoim dotychczasowym życiu. Chciałam, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Potrzebowałam poczuć się kochaną przez drugą osobę, bo prawda była taka, że z dnia na dzień popadałam w coraz większy lęk. Obawiałam się powrotu do Londynu. Bałam się samotności... Coś we mnie pękło. Nie umiałam sobie z tym poradzić i po prostu dałam upust emocjom.
Nate bez zbędnych pytań otulił mnie swoim ramionami jeszcze bardziej. Zaczął pocieszać mnie i mówić, że jest, będzie ze mną mimo trudności, które stoją na drodze.
- Nie znasz mnie takiej, prawda?- Odezwałam się, kiedy doszłam w końcu do siebie.
- Jestem twoim przyjacielem. Znam każdą z ciebie i z każdym dniem poznaje twoje nowe oblicza. To prawda przywykłem do odważnej, śmiałej, towarzyskiej Ag, a z drugiej strony ignorantki, ale minęło sporo czasu. Ludzie zmieniają się... otoczenie ich kształtuje. Doprawdy ostatniej nocy nie poznawałem ciebie. Byłaś taka krucha. Miałaś atak paniki. Naprawdę bałem się o ciebie, ale daliśmy sobie radę i damy zawsze.
Kiedy powiedział to, miałam ochotę jeszcze bardziej rozpłakać się, ale zebrałam się w sobie i trzymałam emocje na wodzy. Byłam wykończona psychicznie i potrzebowałam znowu kogoś bliskości. Bez siły oparłam swoją głowę o jego ramię, a on przygarnął mnie do siebie. Tak było dobrze.








Po szybkim śniadaniu w pensjonacie zaraz wyjechaliśmy w drogę. Jechaliśmy z dwie godziny i dojechaliśmy na miejsce, do Nowego Jorku. Miasta, gdzie wszystko jest możliwe i każda ścieżka może zaprowadzić cię w zupełnie nowe, nieznane miejsce. Mieszkałem tu od dzieciństwa, bo urodziłem się właśnie na przedmieściach ''wielkiego świata''. Nie czułem dumy z tego powodu, czy czegoś podobnego, jak większość ludzi. Momentami nienawidziłem mojego rodzinnego miasta z pyszności i obłudy mieszkańców, jaką siali wokół. Dla nich liczył się tylko pieniądz. Przez długie lata w mojej rodzinie było ciężko finansowo i rodzice pracowali w pocie czoła, żeby zapewnić mi i mojemu bratu byt. Świat był i jest okrutny. Nie rozumiałem, jak można dopuszczać się oszustw wobec drugiej osoby, by tylko zyskać i zgarnąć sobie kilka dolarów więcej do kieszeni. Buntowałam się temu jako dzieciak, ale szybko zdałem sobie sprawę, że nic na to nie poradzę, bo jestem sam przeciwko tak wielkiemu światu.
Wyjechałem z centrum i skierowałem samochód w jedną z dzielnic. Wszystko wokół było takie znajome. Znów widziałem park, a w nim naszą czwórkę na wagarach, jak zawsze świetnie bawiących się w swoim towarzystwie. Byliśmy nierozłączni przez liceum. Ostatnia klasa była zdecydowanie inna, ale to wyłącznie moja wina. Zakochałem się w niej z dnia na dzień. Próbowałem tego za bardzo nie ukazywać, ale przynosiło to wręcz odwrotne skutki. Zachowywałem się jak zupełne przeciwieństwo mnie. Zacząłem pokazywać Ag, że zależy mi na niej i od tego czasu wszystko psuło się. Nasze relacje stały się napięte. Dochodziło do nieprzyjemnych kłótni, aż do jej decyzji o wyjeździe do Londynu. Camille i Matt myśleli, że naprawdę chciała tam wyjechać ze względu na studia i poziomu wykształcenia, ale nie przekonała mnie. Nie potrafiłem pogodzić się z tym, że wyjedzie tak daleko. Rozmawiałem z nią o jej wyjeździe na spokojnie, próbując przekonać ją do zmiany zdania, ale ona była cholernie uparta, jak to Agnes. W końcu wiedziałem, że nic już nie zdziałam i mogłem tylko jak najlepiej spędzać z nią ostatnie chwile. Kiedy przyszedł ten dzień nie potrafiłem zebrać swoich myśli w całość. Chodziłem nieobecny. Myślałem tylko o niej, jak łatwo i z własnej głupoty stracę ją. Pamiętałem ten dzień dokładnie. Z samego ranka pojawiłem się u niej, próbując jeszcze coś zdziałać. Jednak szybko zrezygnowałem, gdy napotkałem jej wykończony wyraz twarz. Naprawdę nie rozumiałem jej, dlaczego to zrobiła, kiedy tyle to kosztował jej nerwów.
Jako jedynemu pozwoliłam mi odwieść siebie na lotnisko. Ze wszystkim pożegnała się wcześniej, a my mieliśmy jeszcze chwilę na lotnisku. Siedzieliśmy obok siebie bez słowa czekając na samolot. Chciałem zachować się normalnie, ale nie potrafiłem. ‘Ten wyjazd nie ma najmniejszego sensu. Nie chcesz tego, ty po prostu uciekasz ode mnie’ powiedziałem na głos, a ona spojrzała na mnie roniąc słone łzy. Gdy samolot był gotów do odlotu, niepewny spoglądnąłem na Ag ruszając naprzód i zdecydowanie chwyciłem jej rękę. Odwróciła się do mnie i pomyślałem wtedy, że to moja ostatnia szansa. Westchnęła ciężko i zaraz nasze usta złączyły się w jedność. Czułem jej letnie łzy na swoich policzkach. Czułem głośne bicie jej serca i jej wstrzymany oddech po raz pierwszy i ostatni. Oderwała się od moich warg i nie spoglądając w moje oczy ruszyła szybkim krokiem w stronę samolotu. Po jej wyjeździe przez długi czas nie mogłem dojść do siebie. Nie mogłem o niej zapomnieć w tym przeklętym mieście i zdecydowałem się też wyjechać, do New Jersey.
Oprzytomniałem, kiedy zobaczyłem dobrze znane mi ceglastoczerwone mieszkanie pod koniec zacisznej dzielnicy. Oderwałem wzrok od drogi i spojrzałem na Ag. Uśmiechała się na sam widok tego budynku i ja również uśmiechnąłem się. Podjechałem pod dom państwa Rain i zaparkowałem samochód. Wyszedłem z niego i pomogłem otworzyć drzwi mojej towarzyszce.
- Nie wiem nawet, jak mam odwdzięczyć ci za to wszystko, Nate- powiedziała, kiedy stanęła naprzeciwko mnie, wpatrując się głęboko w moje oczy.
Wzruszyłem ramionami i powiedziałem jej, że nie ma za co dziękować. Czułem się zobowiązany, żeby wynagrodzić jej te okropne chwile w pustych czterech ścianach daleko od domu. Miałem nadzieję, że spędzi cudowny weekend w towarzystwie najdroższych jej osób na całym świecie.





_________________________________________________________

W następnym rozdziale wracamy już do drugiej naszej dwójki i zacznie się mieszać znowu, mam nadzieję :)
Postaram się pisać bardziej na bieżąco. Jak podoba Wam się wygląd? :)


3 komentarze:

  1. Milusio, ale wydaje mi się, że jak na przyjaciół zachowują się zbyt odważnie. XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Za mało jak dla mnie. Chcę ich więcej ! No i czekam na drugą dwójkę ; * Wygląd cudowny. I staraj się kochana, ja będę szczęśliwsza ;)

    Twoja A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna ta scena wspomnienia z lotniska! Ciary :)

    /xoxochair

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy