sobota, 16 lutego 2013

I. Wedding Day

Czytasz? Skomentuj. Nie masz konta na blogspocie? Wybierz opcje ''anonimowy'' :)


* soundtrack *

* Londyn *





Kiedy samolot ruszył po pasie startowym i wzbił się do góry, czułam jak gwałtownie ciśnienie narasta w moich żyłach. W dłoniach trzymałam bilet, a tuż za nim zaproszenie na ślub Camille i Matta. Byłam podekscytowana tym, że po tylu latach znowu będą mogła spotkać ich i to w tak pięknych okolicznościach. W głębi serca bałam się czegoś... leciałam do Nowego Yorku ze przeraźliwym strachem, wiedziałam bardzo dobrze, czym spowodowanym. Nie chciałam jednak zaprzątać głowy swoimi chorymi urojeniami. Ten tydzień miał przecież należeć do Camille i Matta.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
Czas stawić czoło przeszłości. Zamknąć ją i ruszyć naprzód- pomyślałam i wygodnie usadowiłam się w fotelu, wkładając w uszy słuchawki. Włączyłam pierwszą lepszą playlistę, a otworzyło mi się Everything, przy którym wspomnienia zaczęły wracać jak bumerang.




* New York *



Siedziałam naprzeciwko swojej toaletki w sypialni i wpatrywałam się w kartony. Cały wcześniejszy tydzień pakowałam swoje rzeczy i wywoziłam z Matt'em do niego. Zostało jeszcze kilka drobiazgów, po które wrócimy jakiś czas po ślubie. Dzisiejszą noc nie była przespana. Źle czułam się bez Matta obok. Dobrze, że moja siostra nie wyciągnęłam mnie wczoraj do żadnego klubu nocnego. Byłam jej za to ogromnie wdzięczna, chyba odpuściła sobie, widząc jaka byłam podenerwowana. Niby całą ceremonią zajmują się specjaliści, którym z Matt'em należycie zapłaciliśmy, ale przejmować się i tak będę, przecież to najważniejszy dzień w moim życiu, jedyny w takim rodzaju.
Westchnęłam i spięłam włosy wysoko. Nie byłam niczego pewna, co do dzisiejszego dnia. Za osiem godzin miałam wyjść za mąż, za mojego kochanego Matta, którego darzyłam i darzyć będę wielką miłością do końca moich dni. Nie byłam pewna, czy pojawi się Agnes na naszym ślubie, bo nie otrzymałam żadnej odpowiedzi od niej. Musi pojawić się, bo inaczej nic nie uda się.
Postanowiłam nie myśleć już o niczym więcej. Miałam ochotę usłyszeć jego głos i wyciszyć się, ale musiałam udawać tą silną Camille. Odłożyłam wszystkie ważne sprawy na bok i weszłam pod prysznic. Czas zrelaksować się, bo inaczej umrzesz ze stresu- powiedziałam do siebie. Nigdy czegoś takiego nie przeżywałam i miałam nadzieję, że to jedyny pierwszy i ostatni raz.


*

Wylądowałam w Nowym Yorku. Przez głowę przeszło mi wiele. Na język cisnęło mi się też kilka słów, ale nie zwlekłam z niczym. Nie miałam czasu na nic. Odebrałam swój bagaż i skierowałam się do pierwszej lepszej taksówki, wymawiając adres domu Camille, gdzie chciałam dojechać. 
Nie byłam pewna, czy akurat będzie u siebie, ale nie miałam pojęcia dokąd mogę wybrać się. Matta adresu nie pamiętałam, więc został mi rodzinny dom Camille. 
Cieszyłam się na widok Nowego Yorku, zapełnionych ulic, chodników w centrum i tęskniłam za bardziej kameralnymi zakątkami tego magicznego miasta. 
Gdy taksówkarz zatrzymał się pod rezydencją rodziców Camille, oderwałam się od szyby i zapłaciłam kierowcy, który był tak miły, że pomógł mi z bagażami. Pożegnałam go uśmiechem i skierowałam się do drzwi domu państwa Bloom, stukając żeliwną kołatką do drzwi domu, pokrytego białym marmurem . 
W drzwiach powitała mnie gosposia, której nie znałam.
- Dzień dobry. Jestem Agnes Rain, przyjaciółka Camille z liceum- przedstawiłam się.- Czy zastałam pannę młodą w domu?
Pokojówka uśmiechnęła się do mnie i zaprosiła do środka.
- Tak. Panienka Camille jest w swojej sypialni, strasznie przeżywa dzisiejszy dzień. Wszystko tak bierze do siebie, niepotrzebnie. Proszę rozgościć się w salonie, a ja powiadomię panienkę Camille, że pani przyjechała.
- Dziękuję- zdążyłam ledwo wypowiedzieć, bo za chwilę jej już nie było i sama siedziałam na skórzanej sofie  w przeszklonym salonie, do którego wpadało czerwcowe słońce. 
Delektowałam się tym widokiem. W Londynie taka pogoda nie sprzyjała mi. Kiedy usłyszałam czyjeś kroki wstałam z kanapy i odwróciłam się. Za mną stała już Camille, moja przyjaciółka, bynajmniej była przyjaciółka. Od razu podeszłam do niej i uścisnęłam ją, a łzy zebrały się we mnie. W końcu było dane nam spotkać się po kilku latach rozłąki.
- Tak bardzo tęskniłam za Tobą, Agnes- powiedziała i zachlipała.
- Ja za Tobą też, Camille. Nie waż się tylko płakać przeze mnie, musisz dziś wyglądać wyjątkowo pięknie!
- Mam to w nosie. Ważne, że będziesz ze mną. Tak bardzo się cieszę, że przyjechałaś. Przez moment zwątpiłam w to, że możesz przyjechać. Czemu nie odezwałaś się do mnie, że przyjedziesz?
- Szczerze? Nie byłam pewna, ale na szczęście jestem- uśmiechnęłam się do niej.
- Świetnie, bo widzisz przypadł Ci jeden zaszczyt. Będziesz moją świadkową, najważniejszą druhną. Cieszysz się?
Otworzyłam ze zdziwienia usta, ale szybko je zamknęłam i wygięłam usta, próbując protestować. Zauważyłam jej zawahanie, ale zaraz zaczęła mówić:
- Nie martw się, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Masz także odpowiednią sukienkę, zresztą i tak nie masz już wyjścia kochana, tak bardzo tęskniłam za Twoimi grymasami.
Roześmiałam się, na co ona przytuliła mnie jeszcze raz.
- Też Cię kocham, no a teraz pokazują swoją suknie i moją sukienkę, muszę wiedzieć na co wpisałam się- odpowiedziałam.





Kilka godzin później...


- Camille, proszę wyjdź już z łazienki. Ile można zakładać sukienkę ślubną?- Usłyszałam, aż zburzyłam się.
- Wyobraź sobie, że bardzo długo. Wejdź, no i zobacz sama, na pewno coś jest nie tak z tyłem.
Za chwilę obok mnie pojawiła się moja przyjaciółka, która dokładnie zaczęła oglądać sukienkę z różnych perspektyw. Przyglądała się jej dokładnie, dopięła tylni zamek. Suknia była typu empire, z wysoko podniesioną talią i odcięciem pod biustem zaznaczonym koronką. Pod odcięciem suknia była subtelnie rozkloszowana ku dołowi. Asymetryczne ramiączko, niczym szarfa, odkrywało mi ramiona, a cała kreacja była lekka i kobieca. Dodawała mi uroku, wdzięku i optycznie wyszczuplana. Byłam bardzo zadowolona z mojego wyboru, ale wydawało mi się, że coś było z nią nie tak.
Chyba moje zmartwienia były jedynie oznaką mojego podenerwowania, bo Agnes utwierdzała mnie, że wszystko było na swoim miejscu i nie miałam, czego czepiać się.
- Wyglądasz naprawdę prześlicznie. Dalej nie mogę uwierzyć, że za dwie godziny będziesz mężatko.
Serdecznie zaśmiałam się z nią. Jeszcze parę lat temu byłyśmy tak blisko siebie, ona i ja nie rozłączne przyjaciółeczki. Teraz czułam się, jak od ostatniego spotkania minął dzień, dwa. Silna więź nie została przerwana. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Cieszyłam się, że w najważniejszym dniu miałam obok siebie najważniejsze osoby-  przyjaciół i rodzinę. Mógłby teraz walić się świat, a i tak byłaby szczęśliwa, bo znów miałam ich wszystkich tak blisko siebie.
- Mówiłam, że cieszę się bardzo iż jesteś  tu ze mną? To jest dla mnie bardzo ważne, dziękuję ci Agnes. Jesteś niezastąpiona moja kochana Agnes. Najchętniej powróciłabym do liceum, nawet na lekcje matematyki w ławce z tobą. Zniosłabym nawet Kayle przez następne kilka lat, by znowu mieć cię tak blisko, móc dzielić się z tobą moimi sukcesami, porażkami, radościami i smutkami- powiedziałam i w oku zakręciła mi się łezka z przepływu emocji.
- No już, Camille. To jeszcze nie tak chwila na łzy. Będzie na to czas- uśmiechnęła się Agnes i uścisnęła mnie.- Też tęskniłam za Nowym Yorkiem, tobą i Mattem, i... i tym wszystkim.
Kiedy odkleiłyśmy się od siebie, Agnes zaproponowała, aby moje włosy skręcić w lekkie loki, na co przystałam.
- Zgadzam się na wszystko, wiesz, co robisz. Oddaje się w twoje ręce, tylko musisz wyrobić się w godzinie, bo potem przyjeżdża mój Romeo.
- Dam radę- odpowiedziała i zaczęła mało przyjazną pracę z moimi niesfornymi włosami, a ja próbowałam zrelaksować się.




Podjechałem pod rezydencje rodziców Camille. Czułem się spięty, ale nie chciałem wycofywać się, to byłoby wbrew mnie. Pragnąłem tego ślub bardziej niż czegokolwiek na świecie. Kochałem Camille, ona kochała mnie, więc nie było czasu na co zwlekać. Chciałem wiedzieć, że chociaż ona będzie moją rodziną, formalnie, bo tak naprawdę czułem już to od dawna. Wyjąłem z samochodu bukiet kwiatów i podążałem do drzwi domu, w którym było już zapewne kilku gości.
Ciekaw byłem, czy w środku byli już nasi przyjaciele z liceum, w tym Nate i Agnes. Nate odzywał się, że będzie na uroczystości, ale zupełnie nie wiedzieliśmy, co z Agnes. Miałem nadzieję, że jednak pojawią się, bo nie chciałem czuć się zupełnie sam, bez mojej jakieś bliżej rodziny. Z mojej strony gości było niewiele, dalsza rodzina, którą odnalazłem przypadkiem dwa lata temu. Z jednym z kuzynów naprawdę blisko zaprzyjaźniłem się i naprawdę dodał mi odwagi, kiedy dziś zjechał do mnie z narzeczoną i córką. 
Podszedłem pewnym krokiem do drzwi i zapukałem do nich. Otworzyła mi siostra Camille- Amelia, przesympatyczna blondynka, która już nazywała mnie szwagrem.
- Witam pana młodego. Twoja ukochana jeszcze nie wyszła z łazienki, ciągle stroi się od 2 godziny, jak weszła z Agnes.
- Jest Agnes? To świetnie. Pewnie podniosła ją na duchu.
- Jest o wiele lepiej niż wczoraj. Dobra już wychodzę, czekamy na was wszyscy w kościele.
Pożegnałem się z nią na chwilę i ruszyłem drewnianymi schodami na piętro z pokojem i łazienką Camille, gdzie zaszyła się z Agnes przez dobre dwie godziny. Zapukałem, lecz bez żadnego odzewu przeszło moje puknięcie. 
- Kochanie, jestem już. Gotowa? Nie mów, że nie... dobrze wiem od ilu godzin szykujesz się. Wiesz przecież, że wyglądasz prześlicznie?! Wyjdź wreszcie, bo przed kościołem zjawimy się jako ostatni.
Drzwi uchyliły się, a za nich wyłoniła się moja piękna Camille, moja przyszła żona. Słów mi zabrakło, by powiedzieć, jak pięknie wyglądała. Skręcone w fale włosy opadały jej na ramiona, delikatny makijaż nie zwracał zbytnio uwagi, ale podkreślał jej piękne rysy twarzy. Zwracała uwagę za to sukienka ślubna, której do tej pory nie widziałem. Idealnie pasowała do jej figury, osobowości i urody, niczego nie odbierała, niczego nie dodawała. Perfekcyjnie dopasowana do mojej Camille.
- Zniewalająco wyglądasz.
- Ty też kochanie- odpowiedziała i przytuliła się do mnie, miałem ochotę już pocałować ją w usta, kiedy z łazienki wyszła Agnes.
Nie wiele zmieniła się. Może spoważniały jej trochę rysy twarzy, ale nadal wyglądała jaka za dawnych lat.
Uśmiechnąłem się do niej, a ona podeszła do mnie i Camille. Otworzyła ręce i otuliła nimi nas oboje. Kiedy już odkleiliśmy się od siebie, zacząłem zastanawiać się gdzie podziewał się Nate.
- Poczułem się, jak za naszych dobrych czasów, tylko gdzie Nate?
Zauważyłem zdenerwowanie na twarzy Agnes, kiedy wypowiedziałem imię moje najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałem. Był mi bliski jak brat. Nie chciałem, żeby Agnes poczuła się źle, chyba brała pod uwagę, że on też zjawi się tu.
W powietrzu ciążyło ciężkie powietrze i to był znak, żebym przerwał to.
- Chyba powinniśmy zbierać się. Nie wiele mamy czasu- powiedziałem i zaraz ruszyliśmy w trójkę w drogę do kościoła.


*




Dojechaliśmy pod kościół. Na miejscu była już moja rodzina, bliscy Matta, do pełni szczęścia tylko brakowało Nate'a. Denerwowałam się coraz bardziej, bo zbliżała się już godzina ceremonii. Matt uspokajał mnie, że na pewno zaraz będzie i nic nie stanie już na naszej drodze do szczęścia. Matt dzwonił do Nate'a, ale jego telefon nie odzywał się nadal.
- Może coś się stało?
Spojrzałam na moją druhną. Agnes wyłączyła się i myślami błądziła gdzieś daleko. Wyglądała na zaniepokojoną i chyba wiedziałam dlaczego, ale nie chciałam dodatkowo niepokoić jej. Podeszłam do niej i objęłam ją ramieniem.
- Nie denerwuj się tak Camille- powiedziała mi, a ja uśmiechnęłam się do niej.- Na pewno zjawi się..
W końcu pod kościół podjechało ciemne auto, a z niego szybko wyszedł elegancko ubrany Nate. Uśmiechał się do nas z daleka i pośpieszał naprzód. Przywitał się przyjacielskim uściskiem z Mattem i razem z nim ruszył do nas. Odkleiłam się od Agnes, a ona odwróciła głowę i zauważyła jego obecność. Ze zdziwienia wytrzeszczyła swoje piękne oczy i lekko przetworzyła usta. Rozbawiony Nate ucałował mnie w policzek i podszedł do niej.
- Witaj Ag- powitał ją zdrobnieniem, które sam wymyślił jej w liceum i używał go sam.
Wydawali się dla siebie stworzeni, ciągle nie miałam pojęcia, dlaczego nie byli ze sobą.
- Cześć- przytuliła go, co odwzajemnił także on. Spoglądał na mnie zaskoczony, trzymając w ramionach Agnes, która wyglądała na taką kruchą a swoją siłą mogła trzymać przy życiu kilkoro ludzi na raz. Chwila ta jednak trwała zdecydowanie za krótko.
- Chyba spóźniłem się, tak?- Spojrzał na zegarek.- Nie, jeszcze złapałem się w czasie. No to dobrze, czemu nikt w takim razie nie wchodzi do środka?
Matt odchrząknął, a ja lekko uśmiechnęłam się do niego.
- Przyjechałeś tak późno, że nie miałem sposób powiadomić cię, że wytypowałem cię na mojego świadka, stary.
Zaśmiał się serdecznie i zgodził się. Goście ruszyli do kościoła z Mattem i Natem, za nimi ruszyła też Agnes rzucając mi z uśmiechem ''trzymaj się, czekam na ciebie w środku''.
Pod rękę wziął mnie mój kochany tata, który obiecał mi, że nie wywrócę się i weszliśmy do kościoła, kiedy organista zaczął grać pierwsze akordy hymnu miłości. Kościół był przystrojony wręcz idealnie, nie śniło mi to. Najważniejsze jednak było to, że przy ołtarzu stał i czekał na mnie cierpliwie mój ukochany, od którego nie mogłam oderwać oczu. Chciałam już stać obok niego, dotknąć jego dłoni, dalej poczuć jego usta na moich i zapomnieć o całym świecie.
Byłam coraz bliżej mojej bezgranicznej miłości i szczęścia. Spojrzałam na mojego ojca był wzruszony, że oddaje swoją pierwszą córkę w inne ręce. Znał dobrze Matta i na szczęście ze spokojem powierzał mu opiekę nade mną. Pocałowałam ojca w policzek i podziękowałam mu za wszystko. On wrócił do mojej mamy i siostry, a moją rękę ujął ciepły uścisk dłoni mojego narzeczonego. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam mu głucho ''kocham cię''.
- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć oto tę Camille Bloom i tego oto Matta Armstronga węzłem małżeńskim. Możecie wygłosić swojej przysięgi.
- Miłość nie wymaga ofiar i nie zważa na czyjeś niespełnione oczekiwania. Miłość przynosi zadowolenie z kochanej osoby. Tworzy nowe pojęcie doskonałości, zawierające w sobie wszystkie wady i zalety tego kogoś. Jesteś dla mnie taką doskonałością. Kocham cię tak bardzo, że nie wiem, kim byłabym bez ciebie. I pokażę ci, jak wiele znaczy twoje życie nawet, jeśli będę musiała pracować na to aż do samej śmierci.
- Cami, prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślałem, ale na pewno przemyślałem to, co powiedziałem. Dziś jestem pewny swojej decyzji, jak nigdy w życiu. Chcę poślubić ciebie, z tobą założyć prawdziwą, kochającą się rodzinę, mieć gromadkę dzieci. Chcę z tobą dzielić się radościami i smutkami, powodzeniami i upokorzeniami. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie obok... po prostu kocham cię, Camille- dopowiedział po chwili, w jego oczach widziałam targające nim uczucia, stres, ale i szczęście, wzruszenie.
Dokładnie to samo odczuwałam, a jego słowa spowodowały, że uroniłam kilka łez, które on szybko zebrał wierzchem swojej dłoni. Uśmiechnęłam się do niego i głęboko spoglądając mu w oczy wzięłam jego dłoń w swoją.
- Na znak miłości, wierności i zawartego małżeństwa załóżcie sobie obrączki.
Nate podał nam obrączki. Matt delikatnie ujął moją dłoń i wsunął na mój palec złotą obrączkę z wygrawerowanymi jego inicjałami, a za nim zrobiłam to samo.
- A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela! Matt i Camille Armstrongowie ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.
Matt objął mnie w pasie. Zawiesiłam swojej ręce na jego szyj, a nasze usta złączyły się w jedność. Mogłam zostać w tej jednej cudownej chwili na zawsze.







Długi czas zajęło mi zbieranie materiałów, układanie akcji w głowie. Pisałam rozdział kilka dni. Wyszedł, jak wyszedł, bez weny ciężko coś w ogóle napisać. Mam nadzieję, że trochę udało mi się. Jak wam podoba się?

Obserwatorzy