piątek, 27 grudnia 2013

VII. I just need... someone.


Jak już tu wszedłeś to przeczytaj, dla Ciebie to chwila,
a dla mnie ogromna satysfakcja. Czytasz? Skomentuj.
Nie masz konta na blogspocie? Wybierz opcje ''anonimowy'' :)







Nie wiem, kiedy i jak znalazłem się w łóżku w sypialni, którą dzieliłem z Ag. Znając moje szczęście to mój przyjaciel wyciągnął mnie z sytuacji, z której mogłem wdać się w poważniejsze kłopoty. Mogłem nazywać się szczęściarzem, mając takiego przyjaciela.
Leniwie otworzyłem oczy i chyba Ktoś na górze znów odpuścił mi, bo słońce nie wpadało do pokoju. Za oknem panowała jesienna deszczowa aura, co nieźle kłóciło się z tym, że nadal było lato. Jednak dziś z całego serca dziękowałem za taki widok.
Odwróciłem się i byłem naprawdę zaskoczony, że Agnes spokojnie, a przede wszystkim, sama w swoim łóżku spała. Może ostatnio za często wysuwałem bezpodstawne wnioski wobec niej. Było mi niezmiernie głupio, że mogłem posądzać ją o to, ale czasami niektóre sprawy wymykały mi się spod kontroli. Wczorajszy wieczór był tego dobrym przykładem.
Bezbronnie i niewinnie wyglądała, śpiąc w pozycji embrionalnej na skraju materaca. Nie mogłem uwierzyć, że jutro już nie obudzę się naprzeciwko niej, ale koniec miesiąca był nieunikniony.
Przyjazd do Nowego Jorku rozbudził we mnie uśpione uczucia do Ag i nadzieję, że może coś z tego być. Momentami czułem, że obydwoje byliśmy blisko. Łamała lody i dawała mi szansy, których głupi nie wykorzystywałem. Teraz miałem o to do siebie żal. Gdybym chociaż raz zaryzykował....
Z przemyśleń wyrwało mnie zaspane ziewnięcie Agnes, na którą zaraz spojrzałem. Wtuliła swoją głowę w wielką poduszkę i przymknęła oczy na chwile. Widocznie nie była w humorze. Dalej była zła na mnie za wczorajszy wieczór. Nie dziwiłem się jej, ale moje zachowanie miało swoje powody. Jednak po chwili usiadła po turecku na łóżku i domyślałem, do czego zmierzała. Usiadłem, oparłem swoją ciężką głowę o zimną ścianę i byłem gotów na jej pouczający monolog.
- Martwiłam się o ciebie- usłyszałem na samym początku.- Nie mogłam zasnąć, dopóki moja komórka nie odezwała się i a z twojej nie zadzwonił barman pobliskiego pubu. Gdy dojechałam na miejsce ledwo trzymałeś się swojego stołka przy barze. Nigdy nie widziałam cię tak wstawionego.
- Nie czuję, żebym aż tak przesadził z alkoholem- odpowiedziałem ironicznie.
- Pamiętasz cokolwiek z wczorajszego wieczoru?
- Niestety tak...- powiedziałam, mając przed oczami sytuacje na werandzie.
Nie chciałem marnować dzisiejszego dnia w ten sposób i natychmiast wstałem na nogi. Uważnie śledziła wzrokiem mój każdy kolejny krok.
- Ag?- Od razu swoim zmartwionymi oczami odnalazła moje spojrzenie.- To dziś wylatujesz?
- Tak- odpowiedziała cicho ze spuszczonym wzrokiem, bawiąc się kosmykiem włosów.
Nie mogłem dalej trzymać tego w sobie i powiedziałem to jej prosto w twarz:
- Stchórzyłaś Agnes, musisz to przyznać i wyjechałaś do Londynu. Wiem, że jesteś tam cholernie samotna. Przez to wszystko oddaliśmy się od siebie, czy tego nie widzisz? Brakuję ci nas- Camille, Matta i mnie, a nam ciebie. Dlaczego nie zmienisz zdania? Dlaczego jesteś taka uparta? Nikt nie trzyma ciebie w Londynie, a tutaj masz nas. Możesz tu zostać.. nie musisz wyjeżdżać.
- Nate, błagam nie wracajmy do początku- odpowiedziała nie unosząc swojego wzroku. Jednak podniosła się z łóżka i omal nie upadła, kiedy w czas złapałem ją w pasie.
- Ag, źle się czujesz? Przynieść ci wody?- Zaniepokojony ją spytałem, kiedy ponownie usadowiłem ją na materacu.
Nie odrywałem od niej oczu. Znów w mojej głowie słyszałem tylko jeden głos, ale musiałem przezwyciężyć to. Potrzebowała przyjaciela, który potrafiłby jej pomóc. Wzięła mnie za rękę i tym razem to ona pierwsza spojrzała w moje oczy:
- Nic mi nie jest. Czasami miewam zawroty głowy. Chciałam tylko przeprosić cię za to, że zawiodłam na całej liny. Wczorajszy wieczór powinnam spędzić z tobą, nie z Chrisem. Znów wszystko zepsułam. Jestem niemożliwa. Przepraszam cię Nate- wyrzuciła z siebie i wstała z miejsca, kierując się do wyjścia.
Nie mogłem dać jej teraz tak po prostu uciec i stanąłem jej na drodze. Zmusiłem, żeby spojrzała mi w oczy raz jeszcze i kiedy chciała minąć mnie, przyległem do niej całym ciałem aż oparła się o ścianę. Wtedy podniosła głowę i zdezorientowana spoglądnęła na mnie. W jej oczach widziałem odrobinę strachu, ale przede wszystkim ciekawość, więc zaryzykowałem. Wpoiłem swoje usta w jej, zapominając o całym świecie. Nie opierała się, ale to ja oddałem się cały w pocałunku. Pokazałem jej, że nie była mi obojętna i
nadal czułem coś silnego do niej. Nie potrafiłem przezwyciężyć tego uczucia przez lata rozłąki, co tylko potwierdził miesiąc spędzony w jej towarzystwie.
- Kocham Cię- powiedziałem jej to na głos, odrywając się od jej ust na sekundę, na co zareagowała jak oparzona.
Lekko odepchnęła mnie i w piżamie wyskoczyła z pokoju. Biegiem wyszedłem i zacząłem zbiegać schodami za nią, ale gdy zobaczyłem na dole Chrisa to zatrzymałem się na chwilę, mierząc go wzrokiem.
- Co ty jej zrobiłeś człowieku, że taka roztrzęsiona wybiegła na zewnątrz?- Odezwał się nieproszenie, błąkając się przy lodówce.
Nie chciałem wdawać się w żadne pyskówki, a na pewno już nie z nim... ale tak się prosił, że przystanąłem na chwilę.
- Nie twoja sprawa, ale korzystając z okazji chciałbym cię ostrzec, że jeśli skrzywdzisz ją to nie ręczę za siebie. Nie myśl, że ujdzie ci to na sucho!- Wypowiedziałem to mu prosto w twarz i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, skierowałem się na werandę.
Kiedy otworzyłem drzwi podniosła swoją spuszczoną głowę i nie wyglądała najlepiej.
Na zewnątrz ciężkie krople deszczu spadały swobodnie na zadaszenie, wybijając traumatyczny rytm.
Nie potrafiłem tak dalej bezsilnie wpatrywać się w nią i zdjąłem z siebie bluzę, którą narzuciłem na jej ramiona, zajmując miejsce obok niej.
- Nie miałaś racji- powiedziałem, a już zaraz czułem na sobie jej wzrok.
Po raz pierwszy to ja unikałem kontaktu wzrokowego i nie spoglądałem prosto w jej oczy, bo tak było wówczas łatwiej.
- To ja psuję wszystko, czego się dotknę... tylko, że nie żałuję dzisiejszego pocałunku, ani naszego pierwszego, bo nie umiem wyzbyć się uczuć, które żywię do ciebie. Próbowałem zapomnieć o tobie w New Jersey, ale to jest silniejsze.. jeszcze nie teraz. Przepraszam cię- powiedziałem jej z ciężkim sercem i wtedy poczułem jej dłoń na swojej.
- Nie masz mnie za co przepraszać... cieszę się, że ciebie mam- usłyszałem cichy głos Agnes, która właśnie oparła głowę na moim ramieniu.
- To nie pomaga, Ag- odpowiedziałem i zrezygnowany odsunąłem się od niej.
Czemu chociaż raz nie mogło pójść po mojej myśli? Czas spakować swoje manatki i powrócić donikąd.








Ciężka atmosfera panowała przy stole w czasie ostatniego wspólnego śniadania. Świetny humor dopisywał tylko mojemu kuzynowi, który co chwila szczerzył się do siedzącej naprzeciwko Agnes.
Spoglądnęłam na nią. Wyglądała naprawdę źle. Niewyspana ledwo siedziała na swoim krześle. Miała za sobą ciężką noc i wcale nie był jej do śmiechu.
Po zniknięciu Nate'a, nie tylko ona martwiła się, bo ja również odchodziłam od zmysłów. Jednak Matt uspokajał mnie i zapewniał, że Nate potrzebował właśnie tego i powinien wrócić w najbliższym czasie. Agnes nie dała przekonać się i czekała na niego przeszło całą noc, kiedy my wróciliśmy do swojego łóżka. Dzięki niej wszystko skończyło się dobrze, bo przywiozła go wstawionego, ale całego z powrotem.
Spojrzałam na Nate'a, który także marnie wyglądał i tylko przesuwał widelcem jedzenie na talerzu. To nie był wyłącznie kac. Mogłam to wyczytać z jego twarzy. Znałam go już 7 lat i nawet wiedziałam, jaki był powód jego mizerności. Odrzucenie.
Nie zasługiwał na to, bo był świetnym chłopakiem. Dziewczyna, która pokocha go tak mocno jak on ją, będzie najszczęśliwszą osobą na świecie. Byłam tego pewna.
Odwróciłam się w stronę Matta i w nim odnalazłam swoje całe zagubione szczęście. Troskliwie spoglądał na mnie swoimi błękitnymi oczami, w których zawsze widziałam ciepło i miłość. Od razu rozjaśnił moją twarz. W tej chwili wpadłam na pomysł.
Przeprosiłam wszystkich i odeszłam od stołu.
- Coś się stało?- Usłyszałam za sobą Matta.
Obróciłam się, a on stał już naprzeciwko mnie. Lekko uśmiechnęłam się i zaprzeczyłam, prosząc o chwilę osobności. Ruszyłam naprzód do sypialni. Zamknęłam za sobą wielkie drewniane drzwi i sięgnęłam za komórkę. Odnalazłszy ją, wystukałam numer do niezastąpionego Davida.
- Hej kochana. Jak miesiąc miodowy? Gotowa do wielkiego powrotu do rzeczywistości?- Powitał mnie sympatyczny głos za drugiej strony telefonu.
- Witaj David. Właśnie dzwonię do ciebie w tej sprawie. Czy mam aktualne zaproszenie na jakąś imprezę w dniu dzisiejszym?
- Niech sprawdzę. Dziś Nylon Magazine's Summer Party w samym Manhattanie. Potwierdzić?
- Tak, wpadnę w towarzystwie. Wstąpię do agencji przed imprezą. Do zobaczenia później- powiedziałam zadowolona i rozłączyłam się.
Wróciłam do moich przyjaciół z dobrą nowiną, którzy jak na znak spojrzeli na mnie.
- Na którą masz lot, Agnes?- Zapytałam.
- Wieczorem odlatuję, dokładnie o 20 mam odprawę.
- Daj mi telefon na lotnisko. Muszę przesunąć twój lot na jutrzejszy ranek- wypowiedziałam, a ona nie odrywała ode mnie pytającego spojrzenia.- Proszę. Mam dla was wszystkich niespodziankę. Wychodzimy dzisiaj wieczorem.
- Nie mam ochoty- nagle odezwał się Nate, zrywając się z miejsca i  szybko wyszedł na zewnątrz.
- Zajmę się tym- wyrwał się Matt, na co szczerze uśmiechnęłam się do niego.
- To nie najlepszy pomysł- ciągnęła dalej moja przyjaciółka.
- Wręcz przeciwnie- ku mojemu zaskoczeniu odezwał się Chris, obserwując całą sytuację.- W końcu oderwiesz się Agnes. Przyda się to wam wszystkim, by nabrać trochę dystansu. Racja kuzyneczko?
- Chociaż ty jeden. Dzięki.



*





W końcu przystałam na propozycję mojej przyjaciółki. Musiałam przyznać, że duży wpływ miał głos Chrisa na moją decyzję. Z drugiej strony, nadal miałam przeczucia, że z tego wszystkiego mogą się wywiązać jeszcze większe komplikacje niż z rana.
Zżerała mnie ciekawość, dokąd Camille chciała nas zabrać. Byłam zdenerwowana, ale i podekscytowana.
Nie mogłam usiedzieć na miejscu, więc się podniosłam z materacu w kącie mojego i Nate'a pokoju, gdzie spędziliśmy razem kilka długich wieczorów. Przyjeżdżając tutaj, nie myślałam, że będzie mi tak trudno ponownie się pożegnać z rodzinnym krajem, a przede wszystkim z przyjaciółmi.
Będzie trudno się odzwyczaić od rannej kawy na tarasie z Nate'em, od jego ciepłego i życzliwego uśmiechu, zaraźliwego śmiechu, od jego silnych dłoni, które zawsze łapały mnie sekundę przed upadkiem, od jego przeszywającego spojrzenia, od jego opiekuńczości, zawziętości, od jego przyjacielskich rad i niestosownych posunięć. Za całym Nate'em będę cholernie tęsknić.
Wtedy uświadomiłam sobie, że sama nie wiedziałam, czego chciałam. Bałam się pożegnania z nim i tego, co przyjdzie mi dalej w życiu. Bałam się niepewności i samotności.
Z zamyślenie wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Proszę- zdołałam tylko powiedzieć, a przez nie Chris spoglądnął prosto na mnie.- Stało się coś?
- Nie, czemu pytasz?
- Wyglądasz na przygnębioną- przyglądał mi się uważnie.- Albo mi się zdaje. Mam nadzieję, że nie zmieniłaś zdania, bo Camille ciągle wydzwania po swoich znajomych i ustala wszystko, jak na jakąś galę.
- Nie, nie odbiorę jej tej przyjemności- lekko się uśmiechnęłam do niego.
- Jest w swoim żywiole. Prosiła mnie, żeby przekazał tobie, byś była gotowa za 10 minut do wyjazdu z nią do Nowego Yorku.
- Okay, dzięki- powiedziałam, kiedy się wycofywał z pokoju i w ostatniej chwili zapytałam go.- Wiesz może, czy Matt przekonał Nate'a?
- Nie wiem. Nie wrócili jeszcze z powrotem- odpowiedział i zniknął z moich oczu, zamykając za sobą drzwi.
Modliłam się, żeby Matt przekonał go jeszcze ten jeden raz. To była ostatnia okazja na spędzenie chwili w swoim towarzystwie.
Nie tracąc czasu, ruszyłam do łazienki, by się przygotować do wyjazdu z moją przyjaciółką.


*

- Jesteśmy na miejscu- Camille wyrwała mnie z zamyślenia.- Agencja, w której pracuję, się zajmie naszym wyglądem na dzisiejszej imprezie. Mam nadzieję, że będziesz świetnie się bawić.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Staliśmy właśnie w centrum Brooklynu, gdzie się roiło od przeróżniejszych butików, ekskluzywnych kawiarni, barów, klubów. W Londynie było zupełnie inaczej i tęskniłam za tym przepychem, tłumem ludzi, gdzie każdy biegł w swoją stronę. Można było się obejść bez tego i się przyzwyczaić do deszczowego Londynu.
Camille wzięła mnie za rękę i ciągnęła w stronę wieżowca z nowojorską agencją modelek. W duchu pomyślałam sobie, że chociaż jednego dnia mogłam się poczuć, tak jak ona. Z uśmiechem na twarzy wkroczyłam do szklanego budynku w towarzystwie mojej przyjaciółki.
Od razu, gdy weszłam pomieszczenie sprawiało na mnie dobre wrażenie. Widać było w nim przeznaczenie, ale na każdym kroku to artyzm miał przewagę. Na szczęście w tym wszystkim była harmonia i nie było miejsca dla chaosu. Na dodatek w środku panowała świetna atmosfera i pomieszczenie otaczała jasna aura.
Dopóki wsiadłyśmy do windy, każda przechodząca osoba witała Camille miłym słowem, gratulowała jej i pytała o miesiąc miodowy. Była tutaj naprawdę szanowana i każdy liczył się z nią. Zazdrościłam jej, znów.
Bez zbędnych słów ruszyłam za nią, kiedy winda przystanęła na jedenastym pietrze. Zapukała do jednych z drzwi i uchyliła je zaraz, wchodząc do środka. Przy biurku siedział przystojny brunet, który na nasz widok od razu uśmiechnął się.
- Camille, dobrze cię widzieć w końcu. Twoja przyjaciółka Agnes, jak nie mylę się- przywitał nas.
- Agnes to mój agent prowadzący, David. David to moja przyjaciółka Agnes, jak dobrze wiesz.
- Miło cię poznać- zdążył mnie wyprzedzić, a ja tylko ponowiłam jego słowa i uśmiechnęłam się.- Będę musiał przyjrzeć ci się bliżej, żebyś dziś wieczorem błyszczała na czerwonym dywanie.
- David, zrobi cię na bóstwo.
Nie mogłam doczekać się efektu końcowego i samej imprezy.
- Jestem gotowa.
- Świetnie- pełen entuzjazmu David odpowiedział mi i zaczął przyglądać mi się, mierzyć mnie od stóp do głów, zaczynając swoją pracę.





Agencja Camille i cała jej załoga spisała się na medal, bo o dziwo, od bardzo długiego czasu uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Podobałam się sobie tak po prostu. W oczach miałam łzy szczęścia. 
Wszystko wokół działo się tak szybko, że zaraz ściemniało się na zewnątrz i zbliżała się godzina prawdy. 
O wyznaczonej porze pojawił się samochód z kierowcą wynajęty przez Camille, który miał zawieść nas na miejsce imprezy. W niecałe 15 minut byłyśmy na Manhattanie. Pojazd zatrzymał. Kierowca jak na zawołanie otworzył drzwi Camille, która wyszła pierwsza i złapała mnie za rękę. 
- Głowa do góry! I pamiętaj uśmiech to podstawa- powiedziała i puściła mi oczko.
Nagle do moich uszu doszła żwawa przekrzykujących siebie dziennikarzy, a flesz aparatów oślepiał mnie.
Zaraz poczułam, jak ktoś ściskał moją wolną dłoń i puszczając Camille, odwróciłam się do nieznajomego. Lecz moje oczy ujrzały znaną mi osobę. To był Chris.


Wyglądał naprawdę zjawiskowo w świetle reflektorów. Prosty, biały T-shirt opinał jego lekko umięśniony tors. Granatowa marynarka podkreślała kolor jego oczu, a masywne buty idealnie pasowały do jego ciemnych jeansów.
- Skusiłem się skorzystać z zaproszenie Nylona, żeby samemu nie siedzieć w domku i proszę, moja kuzyneczka także uwielbia współpracować z nimi. Dobre przeczucie to klucz do zwycięstwa- odezwał się pewnie, spoglądając prosto w obiektywy fotoreporterów.
Długi czas nie odrywałam wzroku od niego, a kiedy w końcu to zrobiłam, okazało się, że moja Camille zniknęła mi z widoku.
- Ślicznie wyglądasz. Zechcesz towarzyszyć mi i staniesz u mojego boku w świetle aparatów?- Zapytał mnie z zaskoczenia, kiedy znów zdołałam spojrzeć w jego hipnotyzujące oczy.
Zamurowało mnie. Oblał mnie rumieniec i Chris wziął to za zgodę, bo z uśmiechem na twarzy pociągnął mnie za sobą. Zadowolony prowadził mnie po czerwonym dywanie, przystając co kilka kroków i pozując do zdjęć razem ze mną.
- Chris Bennett, to twoja nowa dziewczyna?- Obiło mi się o uszy i natychmiast zaczęłam uważnie przyglądać się Chrisowi, ale on tylko lekceważąco uśmiechnął się do paparazzi. 
- Im nie warto niczego mówić- chwilę potem usłyszałam jego szept przy moim uchu.- Nie są tego warci. Nate nie zjawił się? 
- Nie- odpowiedziałam, przypominając sobie, dlaczego nie cieszyłam się w pełni.
- Obiecuję, że będziesz bawić się świetnie. Nie będziesz żałowała, że przyszłaś- usłyszałam zupełnie pewny głos mojego towarzysza.
Chciałam tak myśleć, więc zapominając o rannym incydencie, zaczęłam śmiało go obejmować i uśmiechać się do obiektywu. Trzymając się za ręce, przeszliśmy dalej w stronę wejścia i przystaliśmy jeszcze na moment, by dać sfotografować się innym dziennikarzom plotkarskich portali.
Spojrzałam na prawo i przez minutę myślałam, że przewidziało mi się to, kogo widziałam.
Jednak namyślił się i przyszedł. W tłumie setki ludzi odnalazł moje spojrzenie i natychmiast jego mina zrzedła, gdy zobaczył mnie u boku Chrisa. Czemu zawsze wyobrażał sobie nie wiadomo co? Czy robiłam coś źle?
Oderwałam ręce od Chrisa i nie myśląc o niczym szybkim krokiem podążyłam za nim, który cofnął się już. Czarne szpilki wybrane przez Davida zdecydowanie nie współpracowały ze mną. Nie zważając na nic, zrzuciłam je i podbiegając w końcu zatrzymałam go.
- Nate- mówiłam niewyraźnie z trudem łapiąc oddech.- Cieszę się, że się namyśliłeś.
- Widzę, że świetnie się bawisz z gwiazdorem- zaczął sarkastycznie Nate.
Tkwiło w nim wiele negatywnych emocji i nie miał sił dalej tłumić tego, więc zamilkłam na chwilę.
- Nienawidzę go ze względu na ciebie. Widzę, jak patrzysz na niego. To jest coś więcej niż zwykła znajomość i wolę nie nazywać tego po imieniu... Sama widzisz, że to był nie najlepszy pomysł, abym tutaj się pojawił- powiedział jednym tchem i chciał minąć mnie, kiedy stanęłam mu na drodze.
- Chciałam naprawić wczorajszy błąd i spędzić ten ostatni wieczór z tobą, dlatego po namyśle zgodziłam się na propozycję Camille. Dlaczego nie wierzysz w moje intencje, głupku?- Zapytałam pół żartem, pół serio.
Nie odpowiedział mi, ale jego oczy zdradziły, że nie gniewał się już na mnie. Złapałam go za rękę i poprowadziłam go w stronę rozświetlonego czerwonego dywanu, gdzie wszyscy dziwnie patrzyli się na moje bose nogi. Nie przeszkadzało mi to, bo ważne było tylko to, że wszystko wyjaśniłam sobie z Nate'em. Pewnie stąpając minęliśmy Chrisa.
- Co z nim?- Odezwał się Nate zjadliwie przyglądając się zdenerwowanemu Chrisowi.
- Prawdopodobnie wyobrażał sobie za dużo.
Przystanęliśmy na miejscu przed wejściem do sali, kiedy któryś z paparazzi pomylił nas z jakąś parą aktorów. Pozowaliśmy jak prawdziwe ''gwiazdy'', zachowując pozory, po czym weszliśmy do jasnej sali, gdzie rozkręcała się zabawa.
Ten wieczór musiał być nasz, jak za dawnych czasów.






_____________________________________________________________

Znów spora przerwa. Rozdział miał pojawić się przed świętami, ale nie wyszło mi.
Mieli rozjechać się już, ale znów nie wyszło coś mi. Chociaż podoba się wam? Mówcie, co i jak :)
Buziaki :*


Obserwatorzy