piątek, 27 grudnia 2013

VII. I just need... someone.


Jak już tu wszedłeś to przeczytaj, dla Ciebie to chwila,
a dla mnie ogromna satysfakcja. Czytasz? Skomentuj.
Nie masz konta na blogspocie? Wybierz opcje ''anonimowy'' :)







Nie wiem, kiedy i jak znalazłem się w łóżku w sypialni, którą dzieliłem z Ag. Znając moje szczęście to mój przyjaciel wyciągnął mnie z sytuacji, z której mogłem wdać się w poważniejsze kłopoty. Mogłem nazywać się szczęściarzem, mając takiego przyjaciela.
Leniwie otworzyłem oczy i chyba Ktoś na górze znów odpuścił mi, bo słońce nie wpadało do pokoju. Za oknem panowała jesienna deszczowa aura, co nieźle kłóciło się z tym, że nadal było lato. Jednak dziś z całego serca dziękowałem za taki widok.
Odwróciłem się i byłem naprawdę zaskoczony, że Agnes spokojnie, a przede wszystkim, sama w swoim łóżku spała. Może ostatnio za często wysuwałem bezpodstawne wnioski wobec niej. Było mi niezmiernie głupio, że mogłem posądzać ją o to, ale czasami niektóre sprawy wymykały mi się spod kontroli. Wczorajszy wieczór był tego dobrym przykładem.
Bezbronnie i niewinnie wyglądała, śpiąc w pozycji embrionalnej na skraju materaca. Nie mogłem uwierzyć, że jutro już nie obudzę się naprzeciwko niej, ale koniec miesiąca był nieunikniony.
Przyjazd do Nowego Jorku rozbudził we mnie uśpione uczucia do Ag i nadzieję, że może coś z tego być. Momentami czułem, że obydwoje byliśmy blisko. Łamała lody i dawała mi szansy, których głupi nie wykorzystywałem. Teraz miałem o to do siebie żal. Gdybym chociaż raz zaryzykował....
Z przemyśleń wyrwało mnie zaspane ziewnięcie Agnes, na którą zaraz spojrzałem. Wtuliła swoją głowę w wielką poduszkę i przymknęła oczy na chwile. Widocznie nie była w humorze. Dalej była zła na mnie za wczorajszy wieczór. Nie dziwiłem się jej, ale moje zachowanie miało swoje powody. Jednak po chwili usiadła po turecku na łóżku i domyślałem, do czego zmierzała. Usiadłem, oparłem swoją ciężką głowę o zimną ścianę i byłem gotów na jej pouczający monolog.
- Martwiłam się o ciebie- usłyszałem na samym początku.- Nie mogłam zasnąć, dopóki moja komórka nie odezwała się i a z twojej nie zadzwonił barman pobliskiego pubu. Gdy dojechałam na miejsce ledwo trzymałeś się swojego stołka przy barze. Nigdy nie widziałam cię tak wstawionego.
- Nie czuję, żebym aż tak przesadził z alkoholem- odpowiedziałem ironicznie.
- Pamiętasz cokolwiek z wczorajszego wieczoru?
- Niestety tak...- powiedziałam, mając przed oczami sytuacje na werandzie.
Nie chciałem marnować dzisiejszego dnia w ten sposób i natychmiast wstałem na nogi. Uważnie śledziła wzrokiem mój każdy kolejny krok.
- Ag?- Od razu swoim zmartwionymi oczami odnalazła moje spojrzenie.- To dziś wylatujesz?
- Tak- odpowiedziała cicho ze spuszczonym wzrokiem, bawiąc się kosmykiem włosów.
Nie mogłem dalej trzymać tego w sobie i powiedziałem to jej prosto w twarz:
- Stchórzyłaś Agnes, musisz to przyznać i wyjechałaś do Londynu. Wiem, że jesteś tam cholernie samotna. Przez to wszystko oddaliśmy się od siebie, czy tego nie widzisz? Brakuję ci nas- Camille, Matta i mnie, a nam ciebie. Dlaczego nie zmienisz zdania? Dlaczego jesteś taka uparta? Nikt nie trzyma ciebie w Londynie, a tutaj masz nas. Możesz tu zostać.. nie musisz wyjeżdżać.
- Nate, błagam nie wracajmy do początku- odpowiedziała nie unosząc swojego wzroku. Jednak podniosła się z łóżka i omal nie upadła, kiedy w czas złapałem ją w pasie.
- Ag, źle się czujesz? Przynieść ci wody?- Zaniepokojony ją spytałem, kiedy ponownie usadowiłem ją na materacu.
Nie odrywałem od niej oczu. Znów w mojej głowie słyszałem tylko jeden głos, ale musiałem przezwyciężyć to. Potrzebowała przyjaciela, który potrafiłby jej pomóc. Wzięła mnie za rękę i tym razem to ona pierwsza spojrzała w moje oczy:
- Nic mi nie jest. Czasami miewam zawroty głowy. Chciałam tylko przeprosić cię za to, że zawiodłam na całej liny. Wczorajszy wieczór powinnam spędzić z tobą, nie z Chrisem. Znów wszystko zepsułam. Jestem niemożliwa. Przepraszam cię Nate- wyrzuciła z siebie i wstała z miejsca, kierując się do wyjścia.
Nie mogłem dać jej teraz tak po prostu uciec i stanąłem jej na drodze. Zmusiłem, żeby spojrzała mi w oczy raz jeszcze i kiedy chciała minąć mnie, przyległem do niej całym ciałem aż oparła się o ścianę. Wtedy podniosła głowę i zdezorientowana spoglądnęła na mnie. W jej oczach widziałem odrobinę strachu, ale przede wszystkim ciekawość, więc zaryzykowałem. Wpoiłem swoje usta w jej, zapominając o całym świecie. Nie opierała się, ale to ja oddałem się cały w pocałunku. Pokazałem jej, że nie była mi obojętna i
nadal czułem coś silnego do niej. Nie potrafiłem przezwyciężyć tego uczucia przez lata rozłąki, co tylko potwierdził miesiąc spędzony w jej towarzystwie.
- Kocham Cię- powiedziałem jej to na głos, odrywając się od jej ust na sekundę, na co zareagowała jak oparzona.
Lekko odepchnęła mnie i w piżamie wyskoczyła z pokoju. Biegiem wyszedłem i zacząłem zbiegać schodami za nią, ale gdy zobaczyłem na dole Chrisa to zatrzymałem się na chwilę, mierząc go wzrokiem.
- Co ty jej zrobiłeś człowieku, że taka roztrzęsiona wybiegła na zewnątrz?- Odezwał się nieproszenie, błąkając się przy lodówce.
Nie chciałem wdawać się w żadne pyskówki, a na pewno już nie z nim... ale tak się prosił, że przystanąłem na chwilę.
- Nie twoja sprawa, ale korzystając z okazji chciałbym cię ostrzec, że jeśli skrzywdzisz ją to nie ręczę za siebie. Nie myśl, że ujdzie ci to na sucho!- Wypowiedziałem to mu prosto w twarz i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, skierowałem się na werandę.
Kiedy otworzyłem drzwi podniosła swoją spuszczoną głowę i nie wyglądała najlepiej.
Na zewnątrz ciężkie krople deszczu spadały swobodnie na zadaszenie, wybijając traumatyczny rytm.
Nie potrafiłem tak dalej bezsilnie wpatrywać się w nią i zdjąłem z siebie bluzę, którą narzuciłem na jej ramiona, zajmując miejsce obok niej.
- Nie miałaś racji- powiedziałem, a już zaraz czułem na sobie jej wzrok.
Po raz pierwszy to ja unikałem kontaktu wzrokowego i nie spoglądałem prosto w jej oczy, bo tak było wówczas łatwiej.
- To ja psuję wszystko, czego się dotknę... tylko, że nie żałuję dzisiejszego pocałunku, ani naszego pierwszego, bo nie umiem wyzbyć się uczuć, które żywię do ciebie. Próbowałem zapomnieć o tobie w New Jersey, ale to jest silniejsze.. jeszcze nie teraz. Przepraszam cię- powiedziałem jej z ciężkim sercem i wtedy poczułem jej dłoń na swojej.
- Nie masz mnie za co przepraszać... cieszę się, że ciebie mam- usłyszałem cichy głos Agnes, która właśnie oparła głowę na moim ramieniu.
- To nie pomaga, Ag- odpowiedziałem i zrezygnowany odsunąłem się od niej.
Czemu chociaż raz nie mogło pójść po mojej myśli? Czas spakować swoje manatki i powrócić donikąd.








Ciężka atmosfera panowała przy stole w czasie ostatniego wspólnego śniadania. Świetny humor dopisywał tylko mojemu kuzynowi, który co chwila szczerzył się do siedzącej naprzeciwko Agnes.
Spoglądnęłam na nią. Wyglądała naprawdę źle. Niewyspana ledwo siedziała na swoim krześle. Miała za sobą ciężką noc i wcale nie był jej do śmiechu.
Po zniknięciu Nate'a, nie tylko ona martwiła się, bo ja również odchodziłam od zmysłów. Jednak Matt uspokajał mnie i zapewniał, że Nate potrzebował właśnie tego i powinien wrócić w najbliższym czasie. Agnes nie dała przekonać się i czekała na niego przeszło całą noc, kiedy my wróciliśmy do swojego łóżka. Dzięki niej wszystko skończyło się dobrze, bo przywiozła go wstawionego, ale całego z powrotem.
Spojrzałam na Nate'a, który także marnie wyglądał i tylko przesuwał widelcem jedzenie na talerzu. To nie był wyłącznie kac. Mogłam to wyczytać z jego twarzy. Znałam go już 7 lat i nawet wiedziałam, jaki był powód jego mizerności. Odrzucenie.
Nie zasługiwał na to, bo był świetnym chłopakiem. Dziewczyna, która pokocha go tak mocno jak on ją, będzie najszczęśliwszą osobą na świecie. Byłam tego pewna.
Odwróciłam się w stronę Matta i w nim odnalazłam swoje całe zagubione szczęście. Troskliwie spoglądał na mnie swoimi błękitnymi oczami, w których zawsze widziałam ciepło i miłość. Od razu rozjaśnił moją twarz. W tej chwili wpadłam na pomysł.
Przeprosiłam wszystkich i odeszłam od stołu.
- Coś się stało?- Usłyszałam za sobą Matta.
Obróciłam się, a on stał już naprzeciwko mnie. Lekko uśmiechnęłam się i zaprzeczyłam, prosząc o chwilę osobności. Ruszyłam naprzód do sypialni. Zamknęłam za sobą wielkie drewniane drzwi i sięgnęłam za komórkę. Odnalazłszy ją, wystukałam numer do niezastąpionego Davida.
- Hej kochana. Jak miesiąc miodowy? Gotowa do wielkiego powrotu do rzeczywistości?- Powitał mnie sympatyczny głos za drugiej strony telefonu.
- Witaj David. Właśnie dzwonię do ciebie w tej sprawie. Czy mam aktualne zaproszenie na jakąś imprezę w dniu dzisiejszym?
- Niech sprawdzę. Dziś Nylon Magazine's Summer Party w samym Manhattanie. Potwierdzić?
- Tak, wpadnę w towarzystwie. Wstąpię do agencji przed imprezą. Do zobaczenia później- powiedziałam zadowolona i rozłączyłam się.
Wróciłam do moich przyjaciół z dobrą nowiną, którzy jak na znak spojrzeli na mnie.
- Na którą masz lot, Agnes?- Zapytałam.
- Wieczorem odlatuję, dokładnie o 20 mam odprawę.
- Daj mi telefon na lotnisko. Muszę przesunąć twój lot na jutrzejszy ranek- wypowiedziałam, a ona nie odrywała ode mnie pytającego spojrzenia.- Proszę. Mam dla was wszystkich niespodziankę. Wychodzimy dzisiaj wieczorem.
- Nie mam ochoty- nagle odezwał się Nate, zrywając się z miejsca i  szybko wyszedł na zewnątrz.
- Zajmę się tym- wyrwał się Matt, na co szczerze uśmiechnęłam się do niego.
- To nie najlepszy pomysł- ciągnęła dalej moja przyjaciółka.
- Wręcz przeciwnie- ku mojemu zaskoczeniu odezwał się Chris, obserwując całą sytuację.- W końcu oderwiesz się Agnes. Przyda się to wam wszystkim, by nabrać trochę dystansu. Racja kuzyneczko?
- Chociaż ty jeden. Dzięki.



*





W końcu przystałam na propozycję mojej przyjaciółki. Musiałam przyznać, że duży wpływ miał głos Chrisa na moją decyzję. Z drugiej strony, nadal miałam przeczucia, że z tego wszystkiego mogą się wywiązać jeszcze większe komplikacje niż z rana.
Zżerała mnie ciekawość, dokąd Camille chciała nas zabrać. Byłam zdenerwowana, ale i podekscytowana.
Nie mogłam usiedzieć na miejscu, więc się podniosłam z materacu w kącie mojego i Nate'a pokoju, gdzie spędziliśmy razem kilka długich wieczorów. Przyjeżdżając tutaj, nie myślałam, że będzie mi tak trudno ponownie się pożegnać z rodzinnym krajem, a przede wszystkim z przyjaciółmi.
Będzie trudno się odzwyczaić od rannej kawy na tarasie z Nate'em, od jego ciepłego i życzliwego uśmiechu, zaraźliwego śmiechu, od jego silnych dłoni, które zawsze łapały mnie sekundę przed upadkiem, od jego przeszywającego spojrzenia, od jego opiekuńczości, zawziętości, od jego przyjacielskich rad i niestosownych posunięć. Za całym Nate'em będę cholernie tęsknić.
Wtedy uświadomiłam sobie, że sama nie wiedziałam, czego chciałam. Bałam się pożegnania z nim i tego, co przyjdzie mi dalej w życiu. Bałam się niepewności i samotności.
Z zamyślenie wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Proszę- zdołałam tylko powiedzieć, a przez nie Chris spoglądnął prosto na mnie.- Stało się coś?
- Nie, czemu pytasz?
- Wyglądasz na przygnębioną- przyglądał mi się uważnie.- Albo mi się zdaje. Mam nadzieję, że nie zmieniłaś zdania, bo Camille ciągle wydzwania po swoich znajomych i ustala wszystko, jak na jakąś galę.
- Nie, nie odbiorę jej tej przyjemności- lekko się uśmiechnęłam do niego.
- Jest w swoim żywiole. Prosiła mnie, żeby przekazał tobie, byś była gotowa za 10 minut do wyjazdu z nią do Nowego Yorku.
- Okay, dzięki- powiedziałam, kiedy się wycofywał z pokoju i w ostatniej chwili zapytałam go.- Wiesz może, czy Matt przekonał Nate'a?
- Nie wiem. Nie wrócili jeszcze z powrotem- odpowiedział i zniknął z moich oczu, zamykając za sobą drzwi.
Modliłam się, żeby Matt przekonał go jeszcze ten jeden raz. To była ostatnia okazja na spędzenie chwili w swoim towarzystwie.
Nie tracąc czasu, ruszyłam do łazienki, by się przygotować do wyjazdu z moją przyjaciółką.


*

- Jesteśmy na miejscu- Camille wyrwała mnie z zamyślenia.- Agencja, w której pracuję, się zajmie naszym wyglądem na dzisiejszej imprezie. Mam nadzieję, że będziesz świetnie się bawić.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Staliśmy właśnie w centrum Brooklynu, gdzie się roiło od przeróżniejszych butików, ekskluzywnych kawiarni, barów, klubów. W Londynie było zupełnie inaczej i tęskniłam za tym przepychem, tłumem ludzi, gdzie każdy biegł w swoją stronę. Można było się obejść bez tego i się przyzwyczaić do deszczowego Londynu.
Camille wzięła mnie za rękę i ciągnęła w stronę wieżowca z nowojorską agencją modelek. W duchu pomyślałam sobie, że chociaż jednego dnia mogłam się poczuć, tak jak ona. Z uśmiechem na twarzy wkroczyłam do szklanego budynku w towarzystwie mojej przyjaciółki.
Od razu, gdy weszłam pomieszczenie sprawiało na mnie dobre wrażenie. Widać było w nim przeznaczenie, ale na każdym kroku to artyzm miał przewagę. Na szczęście w tym wszystkim była harmonia i nie było miejsca dla chaosu. Na dodatek w środku panowała świetna atmosfera i pomieszczenie otaczała jasna aura.
Dopóki wsiadłyśmy do windy, każda przechodząca osoba witała Camille miłym słowem, gratulowała jej i pytała o miesiąc miodowy. Była tutaj naprawdę szanowana i każdy liczył się z nią. Zazdrościłam jej, znów.
Bez zbędnych słów ruszyłam za nią, kiedy winda przystanęła na jedenastym pietrze. Zapukała do jednych z drzwi i uchyliła je zaraz, wchodząc do środka. Przy biurku siedział przystojny brunet, który na nasz widok od razu uśmiechnął się.
- Camille, dobrze cię widzieć w końcu. Twoja przyjaciółka Agnes, jak nie mylę się- przywitał nas.
- Agnes to mój agent prowadzący, David. David to moja przyjaciółka Agnes, jak dobrze wiesz.
- Miło cię poznać- zdążył mnie wyprzedzić, a ja tylko ponowiłam jego słowa i uśmiechnęłam się.- Będę musiał przyjrzeć ci się bliżej, żebyś dziś wieczorem błyszczała na czerwonym dywanie.
- David, zrobi cię na bóstwo.
Nie mogłam doczekać się efektu końcowego i samej imprezy.
- Jestem gotowa.
- Świetnie- pełen entuzjazmu David odpowiedział mi i zaczął przyglądać mi się, mierzyć mnie od stóp do głów, zaczynając swoją pracę.





Agencja Camille i cała jej załoga spisała się na medal, bo o dziwo, od bardzo długiego czasu uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Podobałam się sobie tak po prostu. W oczach miałam łzy szczęścia. 
Wszystko wokół działo się tak szybko, że zaraz ściemniało się na zewnątrz i zbliżała się godzina prawdy. 
O wyznaczonej porze pojawił się samochód z kierowcą wynajęty przez Camille, który miał zawieść nas na miejsce imprezy. W niecałe 15 minut byłyśmy na Manhattanie. Pojazd zatrzymał. Kierowca jak na zawołanie otworzył drzwi Camille, która wyszła pierwsza i złapała mnie za rękę. 
- Głowa do góry! I pamiętaj uśmiech to podstawa- powiedziała i puściła mi oczko.
Nagle do moich uszu doszła żwawa przekrzykujących siebie dziennikarzy, a flesz aparatów oślepiał mnie.
Zaraz poczułam, jak ktoś ściskał moją wolną dłoń i puszczając Camille, odwróciłam się do nieznajomego. Lecz moje oczy ujrzały znaną mi osobę. To był Chris.


Wyglądał naprawdę zjawiskowo w świetle reflektorów. Prosty, biały T-shirt opinał jego lekko umięśniony tors. Granatowa marynarka podkreślała kolor jego oczu, a masywne buty idealnie pasowały do jego ciemnych jeansów.
- Skusiłem się skorzystać z zaproszenie Nylona, żeby samemu nie siedzieć w domku i proszę, moja kuzyneczka także uwielbia współpracować z nimi. Dobre przeczucie to klucz do zwycięstwa- odezwał się pewnie, spoglądając prosto w obiektywy fotoreporterów.
Długi czas nie odrywałam wzroku od niego, a kiedy w końcu to zrobiłam, okazało się, że moja Camille zniknęła mi z widoku.
- Ślicznie wyglądasz. Zechcesz towarzyszyć mi i staniesz u mojego boku w świetle aparatów?- Zapytał mnie z zaskoczenia, kiedy znów zdołałam spojrzeć w jego hipnotyzujące oczy.
Zamurowało mnie. Oblał mnie rumieniec i Chris wziął to za zgodę, bo z uśmiechem na twarzy pociągnął mnie za sobą. Zadowolony prowadził mnie po czerwonym dywanie, przystając co kilka kroków i pozując do zdjęć razem ze mną.
- Chris Bennett, to twoja nowa dziewczyna?- Obiło mi się o uszy i natychmiast zaczęłam uważnie przyglądać się Chrisowi, ale on tylko lekceważąco uśmiechnął się do paparazzi. 
- Im nie warto niczego mówić- chwilę potem usłyszałam jego szept przy moim uchu.- Nie są tego warci. Nate nie zjawił się? 
- Nie- odpowiedziałam, przypominając sobie, dlaczego nie cieszyłam się w pełni.
- Obiecuję, że będziesz bawić się świetnie. Nie będziesz żałowała, że przyszłaś- usłyszałam zupełnie pewny głos mojego towarzysza.
Chciałam tak myśleć, więc zapominając o rannym incydencie, zaczęłam śmiało go obejmować i uśmiechać się do obiektywu. Trzymając się za ręce, przeszliśmy dalej w stronę wejścia i przystaliśmy jeszcze na moment, by dać sfotografować się innym dziennikarzom plotkarskich portali.
Spojrzałam na prawo i przez minutę myślałam, że przewidziało mi się to, kogo widziałam.
Jednak namyślił się i przyszedł. W tłumie setki ludzi odnalazł moje spojrzenie i natychmiast jego mina zrzedła, gdy zobaczył mnie u boku Chrisa. Czemu zawsze wyobrażał sobie nie wiadomo co? Czy robiłam coś źle?
Oderwałam ręce od Chrisa i nie myśląc o niczym szybkim krokiem podążyłam za nim, który cofnął się już. Czarne szpilki wybrane przez Davida zdecydowanie nie współpracowały ze mną. Nie zważając na nic, zrzuciłam je i podbiegając w końcu zatrzymałam go.
- Nate- mówiłam niewyraźnie z trudem łapiąc oddech.- Cieszę się, że się namyśliłeś.
- Widzę, że świetnie się bawisz z gwiazdorem- zaczął sarkastycznie Nate.
Tkwiło w nim wiele negatywnych emocji i nie miał sił dalej tłumić tego, więc zamilkłam na chwilę.
- Nienawidzę go ze względu na ciebie. Widzę, jak patrzysz na niego. To jest coś więcej niż zwykła znajomość i wolę nie nazywać tego po imieniu... Sama widzisz, że to był nie najlepszy pomysł, abym tutaj się pojawił- powiedział jednym tchem i chciał minąć mnie, kiedy stanęłam mu na drodze.
- Chciałam naprawić wczorajszy błąd i spędzić ten ostatni wieczór z tobą, dlatego po namyśle zgodziłam się na propozycję Camille. Dlaczego nie wierzysz w moje intencje, głupku?- Zapytałam pół żartem, pół serio.
Nie odpowiedział mi, ale jego oczy zdradziły, że nie gniewał się już na mnie. Złapałam go za rękę i poprowadziłam go w stronę rozświetlonego czerwonego dywanu, gdzie wszyscy dziwnie patrzyli się na moje bose nogi. Nie przeszkadzało mi to, bo ważne było tylko to, że wszystko wyjaśniłam sobie z Nate'em. Pewnie stąpając minęliśmy Chrisa.
- Co z nim?- Odezwał się Nate zjadliwie przyglądając się zdenerwowanemu Chrisowi.
- Prawdopodobnie wyobrażał sobie za dużo.
Przystanęliśmy na miejscu przed wejściem do sali, kiedy któryś z paparazzi pomylił nas z jakąś parą aktorów. Pozowaliśmy jak prawdziwe ''gwiazdy'', zachowując pozory, po czym weszliśmy do jasnej sali, gdzie rozkręcała się zabawa.
Ten wieczór musiał być nasz, jak za dawnych czasów.






_____________________________________________________________

Znów spora przerwa. Rozdział miał pojawić się przed świętami, ale nie wyszło mi.
Mieli rozjechać się już, ale znów nie wyszło coś mi. Chociaż podoba się wam? Mówcie, co i jak :)
Buziaki :*


niedziela, 6 października 2013

VI. unexpected guest




Jak już tu wszedłeś to przeczytaj, dla Ciebie to chwila,
a dla mnie ogromna satysfakcja. Czytasz? Skomentuj.
Nie masz konta na blogspocie? Wybierz opcje ''anonimowy'' :)












   





Wbiłem wzrok w biały sufit, próbując odsunąć wszystkie myśli na bok. Było jeszcze wcześniej. Nie chciałem ruszać się z miejsca z obaw, że mógłbym obudzić moją ukochaną. Męczyłem się całą noc z bezsennością. Nie mogłem zasnąć po telefonie od mojego kuzyna. 
Wiedział, jakie miałem zdanie, co do moich biologicznych rodziców, ale czuł się odpowiedzialni i przekazał mi informacje. Moja rzekoma matka nie czuła się najlepiej i od kilku dni przebywała w szpitalu. Lekarze obserwowali ją drugą dobę nie wiedząc, co może jej dolegać. Z dnia na dzień jej stan pogarszał się. Powinno mnie to w ogóle nie ruszyć, ale stało się inaczej. Nie dawało mi to spokoju. Znów z bólem serca miałem przed oczami wyobrażoną scenę, jak wyrzucam z siebie całą swoją złość na ich, że zostawili mnie samego, że nigdy nie mogłem na nich polegać, nie miałem w nich oparcia. Chciałem pozbyć się tego bagażu złych wspomnień i zacząć naprawdę nowe lepsze życie, o które walczyłem cały czas. 
Nie mogłem dalej tak bezczynnie leżeć i jak najciszej wydostałem się z łóżka, otulając pościelą Camille. Wyszedłem z pokoju do salonu, gdzie na sofie siedział Nate, popijając coś z kubka. Zdziwiony patrzyłem w jego stronę. Natomiast on zaciekawiony spoglądał na mnie. Usiadłem obok niego.
- Co tutaj robisz o tej porze? Czemu nie śpisz?
- Mógłbym zapytać cię o to samo... ale nie muszę. Widzę, co dzieje się.
Przed Nate'em nie ukryłbym niczego. Za dobrze mnie znał, by dać się nabrać na tłumaczenia typu- nic takiego. Zaraz więc przedstawiłem mu wszystko, jak ma się.
- Powinieneś przemyśleć to na spokojnie. Mimo żali, które kryjesz w sobie, chciałeś spojrzeć im prosto w twarz, a to może być ostatnia taka szansa.
Miał rację, ale czy zdołam na pierwszy krok tego nie byłem już pewny.


*



Nasz miesiąc miodowy zbliżał się ku końcowi. Chciałam przedłużyć czas i przytrzymać przy sobie moją ukochaną Agnes z Nate'em jak najdłużej. Gdybym tylko mogła coś zrobić to zrobiłabym to bez wahania. Był to najlepszy miesiąc miodowy, jaki sobie mogłam wymarzyć i z całego serca byłam wdzięczna za niego dla mojego ukochanego. Wtuliłam się w niego siedząc mu na nogach w jeden z cieplejszy dni od bardzo dawna. Słońce rumieniło nasze twarze i rozświetlało jego krótkie ciemne włosy. Delektowałam się tymi ostatnimi bezcennymi chwilami, kiedy mogłam cieszyć się obecnością najbliższych mi ludzi na świecie.
W oddali słyszałam śmiech mojej przyjaciółki, którą Nate rozbawiał do łez. Wspólny wyjazd zrobił im naprawdę dobrze. Od tego czasu Agnes nie wywoływała żadnej bezsensownej kłótni, a na jej twarzy częściej malował się promienny uśmiech.
Nagle zauważyłam zbliżające się usta Matta, które zaraz wtopiły się w moje. Całował mnie jak zawsze delikatnie, ale z namiętnością. Umiał zarazem pokazać swoją ogromną miłość do mnie, ale i delikatność. Niezmienną od dobrych siedmiu lat i wierzyłam, że tak pozostanie jak najdłużej.
- Gołąbeczki starczy- usłyszałam drwiący głos Nate'a i miałam ochotę już sypnąć mu piaskiem w oczy, kiedy moje dłonie splótł ze swoimi Matt, uśmiechając się do mnie.
- Wiesz, jakie masz szczęście.
- Wiem- wyszczerzył swoją śnieżnobiałe zęby na swój sposób i usiadł na skraju rozłożonej maty, robiąc obok miejsce dla zbliżającej się Agnes.
Ciepła bryza rozwiewała kosmyki jej ciemnych włosów na wszystkie możliwe strony, na co ona tylko westchnęła i poddając się usiadła na wolne miejsce, opierając się o przyjaciela. Uśmiechnęłam się do niej i dodałam:
- I tak jesteś piękna!
Przewróciła tylko oczami i zaczęła zaprzeczać, ale zaraz Nate powstrzymał ją, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. Moja przyjaciółka była najpiękniejszą brunetką, jaką znałam. Miała piękne bujne, zdrowe włosy, urokliwe oczy i nienaganną figurę, której nie jedna modelka mogła jej pozazdrościć, w tym i ja. Nie wiedziałam, dlaczego wmawiała sobie błahe kompleksy, gdy tak wyglądała.
- Jesteście najukochańszymi kłamcami- odpowiedziała z uśmiechem na ustach.
Miałam ochotę skopać już jej tyłek, ale zauważyłam dojeżdżający do domku samochodu i podniosłam się z piasku. Za moim przykładem poszedł Matt i ruszył prędko naprzód. Nie miałam pojęcia, kto w ogóle mógł zjawić się, skoro nikt nie wiedział, gdzie wyjechaliśmy. Nagle przyszło mi do głowy, że mogli być to paparazzi. Jednak oni nie byliby na tyle głupi, aby podjeżdżać pod samą parcelę.
Samochód zatrzymał, a z niego wyszedł chłopak w jeansach, czarnej koszulce z krótkim rękawem i w ciemnych okularach. Poznałam go dopiero po blond włosach w nieładzie, ale co tu robił Chris mój kuzyn, którego kilka razy widziałam na oczy. Co on tutaj robił?
Zdjął jednym ruchem okulary przeciwsłoneczne i nonszalancko ruszył w stronę mojego męża, do którego za chwilę doszłam.
- Witajcie kochani. Mieliście już sesję ślubną?
- Nie- tylko zdołałam wymówić i spoglądnęłam za siebie, przeczuwając, że to nie zakończy się najlepiej.





Nie musiałam oglądać się za nim, by wiedzieć, jaką minę właśnie miał. Sama byłam zaskoczona, ale z drugiej strony cieszyłam się, że widzę Chrisa drugi raz. Ostatnio nie kontaktował się ze mną. Miałam napisać do niego, ale odpuściłam sobie. Nie chciałam robić sobie nadziei i potem rozczarowywać się. Wolałam żyć tym, co przyniesie los.
Siedziałam nadal oparta o Nate'a i czułam jak jego mięśnie napinają się, aż odsunęłam się od niego. Przyjrzałam się mu z ciekawością. Widziałam złość, która malowała się na jego twarzy. Nie miałam pojęcia, czemu tak reagował na Chrisa i może wolałam nie wiedzieć, ale jednak spytałam go:
- Co Chris zrobił, że tak go nie znosisz?
Prześmiewczo zaczął śmiać się, ale zaraz uspokoił się i poważnie powiedział:
- Po prostu tak już jest.. pierwsze wrażenie wystarczyło. W nim jest coś nie tak.
- Wydaje się być bardzo sympatycznym chłopakiem- powiedziałam zupełnie szczerze, szukając go wzrokiem.
Ciekawiło mnie, co mogło go tutaj sprowadzić. Miałam ochotę podejść do niego już, ale nie potrafiłam. Mięśnie uniemożliwiały mi ruch w jego w stronę. Coś we mnie buntowało się, a serce kołatało jak szalone. Na policzkach poczułam ciepło, a w uszach zaczęło mi świstać. Zdecydowanie nie zachowywałam się normalnie. Nie poznawałam sama siebie. Kiedy w końcu znalazłam go, a nasze spojrzenia spotkały się to wszystko we mnie zagotowało się. Puścił do mnie zalotnie oczko, a ja zdobyłam się wyłącznie na uśmiech. Matt i Camille opuścili go, wchodząc do środka pomieszczenie, a on w tym czasie wsiadł do samochodu. Uśmiech zniknął z mojej twarzy z myślą, że mógłby odjechać tak szybko jak pojawił się. Jednak moje myśli rozwiały się, kiedy wyszedł z auta z zawieszonym na szyi profesjonalnym aparatem. Zaintrygował mnie jeszcze bardziej.
- Ag?- Usłyszałam za sobą i natychmiast zażenowana odwróciłam się. Było mi tak głupio.
- Przepraszam Nate.
- Widzę przecież.. Śmiało.. idź do niego- zaraz dodał beznamiętnie.
Nie wahałam się i zaraz podniosłam się z ciepłego piasku, ruszając w kierunku Chrisa. Ciągle poprawiając włosy, które wiatr plątał mi na różne strony. Lekka turkusowa sukienka, którą miałam na sobie zaczęła kołysać się na wietrze. Uśmiechnął się do mnie, widząc, że podążałam w jego stronę i uchylił zaraz aparat. Nie zdążyłam zareagować nawet i lekko zezłoszczona zaczęłam nerwowo śmiać się.
- Stęskniłem się za twoim śmiechem- usłyszałam, kiedy pojawiłam się tuż obok niego.
- Czyżby?
- Wątpisz? Bardzo miły wieczór spędziłem z tobą na weselu kuzynki i żałuję tylko, że to był wyłącznie jeden wieczór.
Nie odpowiedziałam mu. Zamurowało mnie, że chłopak, który znał mnie tak krótko umiał rozmawiać ze mną tak wprost. Chyba to zaczynało mi podobać się właśnie w nim. Chłodna bryza nawet nie pomagała rumieńcom na moich policzkach.
- Dlatego to przede wszystkim z twojego powodu zjawiłem się tutaj, by móc zobaczyć cię znów.
- To miłe z twojej strony naprawdę. Jednak i tak jutro już wylatuję do Londynu- niechętnie powiedziałam mu.
Spodziewałam się innej reakcji, kiedy on w tym czasie zadziornie uśmiechał się do mnie. Zupełnie nie wiedziałam, co tak raduje go. Zachodziłam sobie w głowie, czy może nie wyszłam na idiotkę, mówiąc mu to.
- Świetnie się składa, bo w tym tygodniu wyjeżdżam do Londynu- zdradził mi, a ja nadal z niedowierzaniem patrzyłam na niego.- Podpisałem kilka tygodni temu kontrakt z jednym butikiem w Londynie i czeka mnie wielka kampania reklamowa.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zaskoczył mnie. Zbiegi okoliczności działały na moją korzyść jak nigdy wcześniej. Coś musiało w tym być.
- Gratulacje.
- Dzięki. Teraz poszukuję tylko miejsca, by gdzieś podziać się w tym urokliwym mieście. Może masz wolny dmuchany materac na podłodze?
- Z pewnością takowy mam- wypowiedziałam, a on znów spojrzał na mnie tak, że nogi same uginały się pode mną.
Sięgnął po aparat i spojrzał w niego, przeglądając jakieś zdjęcia i uśmiechając się do nich. Patrzyłam na niego i każdy jego gest sugerował wielką pasję, której poświęcał czas i zaangażowanie. Uświadamiałam sobie, że człowieka coraz częściej uszczęśliwiają małe rzeczy w życiu. Camille miała modeling, Matt poświęcał się muzyce, sportowi, tak samo jak Nate, Chris fotografii, a ja nadal tkwiłam w martwym punkcie i nie znałam sensu swojego życia.
- Zrobiłem ci kilka zdjęć wcześniej, jak i teraz. Jesteś bardzo piękna, a na dodatek fotogeniczna, Agnes. Nie mówię tego wyłącznie subiektywnie, ale obiektywnie. Możesz wierzyć, nie wierzyć, ale trochę znam się na tej branży już i wiem, co mówię.
 Znów przed oczami stanęła mi wizja- mojego niespełnionego marzenia.






Miałem po dziurki w nosie całego ''sympatycznego'' Chrisa. Mącił w głowie Ag i powoli wyprowadzał mnie z równowagi. Naprawdę miałem złe przeczucia, co do niego i chciałem jakoś ostrzec Agnes, ale ona była oczarowana nim. Nic nie chciała dopuścić do siebie, a ja chciałem tylko oszczędzić jej rozczarowań. Byłem totalnie bezsilny, a z drugiej strony nie chciałem psuć humoru Camille naszymi kłótniami. Wolałem, żeby miała jak najlepsze wspomnienie z końcówki tego miesiąca.
Siedziałem na tarasie, popijając zaczętą butelkę whisky, kiedy późnym popołudniem nad spokojnym brzegiem oceanu uległy Matt pozował do kolejnych zdjęć ze swoją ukochaną przed aparatem nieproszonego gościa. Agnes stała tuż za nim. Nie odstępowała go na krok odkąd pojawił się. Nie lubiłem typa najbardziej z powodu Ag, która traciła głowę dla niego. Już na weselu powstrzymywałem się, żeby nie dać ponieść się emocjom, po tym jak upił ją prawie do nieprzytomności. Wolałem trzymać się daleko od niego i nie patrzeć w jego parszywą twarz. Nosiło mnie, gdy byłem w jego towarzystwie. Nie chciałem kusić losu, żeby przypadkiem nie pokiereszować jego pięknej buźki. Na sama myśl tego czynu poprawiła mi się nieco humor. Zaraz znów spojrzałem w stronę rzekomej sesji i pożałowałem. Ten palant właśnie otulał swoją kurtką Agnes. Zaczerpnąłem nozdrzami zimnego powietrza i wlałem w siebie następną ilość alkoholu.
Nie mogłem znieść tego widoku i miałem zamiar podnieść się z miejsca, wrócić do domku, zwlec się do pokoju i zaszyć się tam na resztę wieczoru. Jednak jedno jej spojrzenie przytrzymało mnie na miejscu, dopóki nie doszła na taras.
- Nie do twarzy ci w tym kolorze- zacząłem sarkastycznie.
- Tak samo, jak ci z butelką. Co z tobą? Chodzisz podirytowany aż boję się podejść do ciebie, a teraz upijasz się. Wszystko w porządku?
- Naturalnie... wszystko gra Ag. Tylko widzisz.. nic nie jest tak- wymówiłem to na głos, a ona nie odrywała ode mnie oczu.
- Co się dzieje? Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim.
Pod wpływem alkoholu byłem prawie gotów znów wyznać jej miłość, ale przed zbłaźnieniem uratował mnie mój przyjaciel, który stanął między nami. Wiedział, dlaczego aż tak wstawiłem się i kto był tego powodem.
- Nieźle urządziłeś się, Nate.
- Dzięki Matt, a może zechciałbyś się przyłączyć?- Pokazałem na pustą butelkę.
- Dobrze sobie sam radzisz- ironicznie odpowiedział i klepnął mnie po plecach, dodając mi otuchy. 
Znowu zostałem sam z Ag, która nie stała już u progu a przysiadła się do mnie. Spojrzała na mnie swoimi zielonymi przygnębionymi oczami, wyrywając butelkę z moich rąk. 
- Możesz mi w końcu powiedzieć, co się dzieje? Do cholery Nate, od kiedy stałeś się taki małomówny, zamknięty w sobie? Chcę ci pomóc, więc może daj mi chociaż szansę.
- Nie przyszło ci na myśl, że może nie chcę twojej pomocy?!- Podniosłem na nią głos, a ona wstała z miejsca.
- Wiesz, czego obawiałam się w moim przyjeździe do Nowego Jorku? Sytuacji, która właśnie zaistniała. Ten miesiąc był wspaniały, bo mogłam po kilku latach poczuć się jak w liceum, kiedy miałam przy sobie was wszystkich. Mieliśmy zloty i upadki, ale zawsze dawaliśmy radę, bo byliśmy dla siebie. Chciałam nacieszyć się wami i mieć jak najlepsze wspomnienia na być może następne lata. Wyjeżdżałam z Londynu z obawą, że wszystko może wrócić do mnie i będzie mi cholernie ciężko znów żegnać się z wami. Mimo to jestem tutaj i nie żałuję.. chociaż widzę, że zawiodłam ciebie. Jesteś moim przyjacielem i ranisz mnie, gdy odtrącasz moją pomoc. 
Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Jednak nie byłem na tyle wstawiony, by wierzyć w jej każde słowo. Poderwałem się z drewnianej ławki, kiedy zauważyłem ''sympatycznego'', w którego wbiłem zabójcze spojrzenie. Nie miałem ochoty na sprzeczkę jeszcze z nim i ruszyłem z tarasu. Chciałem znaleźć się jak najdalej od nich, od wszystkiego. 
- Nate! Dokąd idziesz?! Nate! Stój!- Usłyszałem za sobą zdenerwowany głos Agnes. 
Nie miałem zamiaru odwracać się i tylko krzyknąłem jej:
- Nie udawaj, że tobie zależy!
- Nie martw się. Jest już dużym chłopcem. Poradzi sobie- doszedł do mnie znienawidzony głos pana idealnego, dopóki nie zniknąłem w mroku nocy.

___________________________________________________

Po przerwie, ale jestem. Był problemy, ale mam nadzieję, że to już za mną. Tak jak obiecałam jest powrót do pary nowożeńców, ale i Chrisa. Spodziewaliście się takiego zbiegu okoliczności? Co podoba się wam, a co nie? Czekam na komentarze :)






sobota, 17 sierpnia 2013

V. I won't leave.




Jak już tu wszedłeś to przeczytaj, dla Ciebie to chwila, 
a dla mnie ogromna satysfakcja. Czytasz? Skomentuj. 
Nie masz konta na blogspocie? Wybierz opcje ''anonimowy'' :)





Otworzyłam oczy i pierwszą osobą, jaką zobaczyłam był on- Nate. Cztery ściany i tylko my. Spokojnie spał jeszcze po wczorajszej nocy, która przyniosła nam wiele niespodzianek. Mieliśmy tego ranka obudzić się w Nowym Jorku, w moim rodzinnym domu, ale niestety wyszło inaczej. Nie winiłam go za nic. To nie on pokrzyżował nasze plany. Chciał dobrze. Chciał, żebym w końcu spotkała się z moją rodziną po roku rozłąki. Gdy usłyszałam z jego ust, jakie miał zamiary byłam szczęśliwa chociaż nie ukazywałam tego.
Cieszyłam się, że mam tak cudownego przyjaciela. Był kochany.
Spojrzałam na niego i uświadomiłam sobie, jakie szczęście miałam koło siebie. Zawsze mogłam na nim polegać. Nigdy nie odmówiłby mi pomocy. Z nim mogłam śmiać się do łez, ale i płakać gorzkimi łzami. On zawsze przytuliłby mnie, powiedział, że jeszcze ułoży się i poznam smak szczęścia. Był prawdziwym przyjacielem, który rozumiał mnie, jak nikt inny i poszedłby za mną na drugi koniec świata, jeśli groziłoby mi coś. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo brakowało mi go przez te lata, kiedy dzielił nas ocean i tysiące kilometrów.
- O czym tak rozmyślasz?- Odezwał się Nate, który właśnie obudził się i przyglądał mi się z uśmiechem.
Zaskoczył mnie swoim pytaniem. Nie wiedziałam, co mogłabym mu powiedzieć, więc milczałam. Odwróciłam się plecami do niego, a potem znów spojrzałam na niego. Wstał właśnie z łóżka i w milczeniu kierował się do łazienki. Nie czekałam aż wyjdzie i zaczęłam przebierać się na miejscu. Zdjęłam z siebie koronkową koszulę nocną mojej przyjaciółki i założyłam bieliznę, a potem jedną z moich ulubionych sukienek. Sięgnęłam do swojej torby i wyjęłam z niej telefon. Chciałam zadzwonić do Camille i zawiadomić ją, że będziemy później niż Nate planował, bo nocą utknęliśmy w drodze. Jednak nie wyszło. Nie miałam zasięgu i nie byłam w stanie skontaktować się z Cami, ani z Matem.
Przeczesałam swoje włosy i podeszłam do okna, wyglądając przez nie. Na zewnątrz w oddali od pensjonatu zauważyłam przewalone drzewo, a wokół pełno gałęzi i zrzuconych letnich liści. Niebo było nadal zachmurzone, a z dachu spadały ciężkie krople deszczu po wczorajszej nawałnicy. Przetworzyłam okno, by przewietrzyć pomieszczenie, ale zaraz pożałowałam. Chłodny podmuch wpędził do wnętrza i przyprawił mi dreszczy na całym ciele. W pośpiechu zamknęłam skrzydło okiennicy. Zaczęłam tulić się sama do siebie.
- Może powinienem przytulić cię, jak wczoraj?- Usłyszałam znajomy głos za pleców i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Odwróciłam się do niego i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to jego niesamowicie szczery uśmiech. W nim widziałam nadzieję i wiarę w ludzi, życie. Na jego widok szczerzyłam się jeszcze bardziej.
- Może to ja powinnam uściskać ciebie?- Droczyłam się nadal z nim.
Roześmiał się, a ja z nim i zaraz wpadliśmy sobie w ramiona, jak za dobrych lat. Przez lata brakowało mi ciepła, bijącego od jego serca. Przy nim czułam się bezpiecznie. W jego towarzystwie wszystko wydawało się łatwiejsze. Był najlepszym człowiekiem, którego spotkałam w całym swoim dotychczasowym życiu. Chciałam, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Potrzebowałam poczuć się kochaną przez drugą osobę, bo prawda była taka, że z dnia na dzień popadałam w coraz większy lęk. Obawiałam się powrotu do Londynu. Bałam się samotności... Coś we mnie pękło. Nie umiałam sobie z tym poradzić i po prostu dałam upust emocjom.
Nate bez zbędnych pytań otulił mnie swoim ramionami jeszcze bardziej. Zaczął pocieszać mnie i mówić, że jest, będzie ze mną mimo trudności, które stoją na drodze.
- Nie znasz mnie takiej, prawda?- Odezwałam się, kiedy doszłam w końcu do siebie.
- Jestem twoim przyjacielem. Znam każdą z ciebie i z każdym dniem poznaje twoje nowe oblicza. To prawda przywykłem do odważnej, śmiałej, towarzyskiej Ag, a z drugiej strony ignorantki, ale minęło sporo czasu. Ludzie zmieniają się... otoczenie ich kształtuje. Doprawdy ostatniej nocy nie poznawałem ciebie. Byłaś taka krucha. Miałaś atak paniki. Naprawdę bałem się o ciebie, ale daliśmy sobie radę i damy zawsze.
Kiedy powiedział to, miałam ochotę jeszcze bardziej rozpłakać się, ale zebrałam się w sobie i trzymałam emocje na wodzy. Byłam wykończona psychicznie i potrzebowałam znowu kogoś bliskości. Bez siły oparłam swoją głowę o jego ramię, a on przygarnął mnie do siebie. Tak było dobrze.








Po szybkim śniadaniu w pensjonacie zaraz wyjechaliśmy w drogę. Jechaliśmy z dwie godziny i dojechaliśmy na miejsce, do Nowego Jorku. Miasta, gdzie wszystko jest możliwe i każda ścieżka może zaprowadzić cię w zupełnie nowe, nieznane miejsce. Mieszkałem tu od dzieciństwa, bo urodziłem się właśnie na przedmieściach ''wielkiego świata''. Nie czułem dumy z tego powodu, czy czegoś podobnego, jak większość ludzi. Momentami nienawidziłem mojego rodzinnego miasta z pyszności i obłudy mieszkańców, jaką siali wokół. Dla nich liczył się tylko pieniądz. Przez długie lata w mojej rodzinie było ciężko finansowo i rodzice pracowali w pocie czoła, żeby zapewnić mi i mojemu bratu byt. Świat był i jest okrutny. Nie rozumiałem, jak można dopuszczać się oszustw wobec drugiej osoby, by tylko zyskać i zgarnąć sobie kilka dolarów więcej do kieszeni. Buntowałam się temu jako dzieciak, ale szybko zdałem sobie sprawę, że nic na to nie poradzę, bo jestem sam przeciwko tak wielkiemu światu.
Wyjechałem z centrum i skierowałem samochód w jedną z dzielnic. Wszystko wokół było takie znajome. Znów widziałem park, a w nim naszą czwórkę na wagarach, jak zawsze świetnie bawiących się w swoim towarzystwie. Byliśmy nierozłączni przez liceum. Ostatnia klasa była zdecydowanie inna, ale to wyłącznie moja wina. Zakochałem się w niej z dnia na dzień. Próbowałem tego za bardzo nie ukazywać, ale przynosiło to wręcz odwrotne skutki. Zachowywałem się jak zupełne przeciwieństwo mnie. Zacząłem pokazywać Ag, że zależy mi na niej i od tego czasu wszystko psuło się. Nasze relacje stały się napięte. Dochodziło do nieprzyjemnych kłótni, aż do jej decyzji o wyjeździe do Londynu. Camille i Matt myśleli, że naprawdę chciała tam wyjechać ze względu na studia i poziomu wykształcenia, ale nie przekonała mnie. Nie potrafiłem pogodzić się z tym, że wyjedzie tak daleko. Rozmawiałem z nią o jej wyjeździe na spokojnie, próbując przekonać ją do zmiany zdania, ale ona była cholernie uparta, jak to Agnes. W końcu wiedziałem, że nic już nie zdziałam i mogłem tylko jak najlepiej spędzać z nią ostatnie chwile. Kiedy przyszedł ten dzień nie potrafiłem zebrać swoich myśli w całość. Chodziłem nieobecny. Myślałem tylko o niej, jak łatwo i z własnej głupoty stracę ją. Pamiętałem ten dzień dokładnie. Z samego ranka pojawiłem się u niej, próbując jeszcze coś zdziałać. Jednak szybko zrezygnowałem, gdy napotkałem jej wykończony wyraz twarz. Naprawdę nie rozumiałem jej, dlaczego to zrobiła, kiedy tyle to kosztował jej nerwów.
Jako jedynemu pozwoliłam mi odwieść siebie na lotnisko. Ze wszystkim pożegnała się wcześniej, a my mieliśmy jeszcze chwilę na lotnisku. Siedzieliśmy obok siebie bez słowa czekając na samolot. Chciałem zachować się normalnie, ale nie potrafiłem. ‘Ten wyjazd nie ma najmniejszego sensu. Nie chcesz tego, ty po prostu uciekasz ode mnie’ powiedziałem na głos, a ona spojrzała na mnie roniąc słone łzy. Gdy samolot był gotów do odlotu, niepewny spoglądnąłem na Ag ruszając naprzód i zdecydowanie chwyciłem jej rękę. Odwróciła się do mnie i pomyślałem wtedy, że to moja ostatnia szansa. Westchnęła ciężko i zaraz nasze usta złączyły się w jedność. Czułem jej letnie łzy na swoich policzkach. Czułem głośne bicie jej serca i jej wstrzymany oddech po raz pierwszy i ostatni. Oderwała się od moich warg i nie spoglądając w moje oczy ruszyła szybkim krokiem w stronę samolotu. Po jej wyjeździe przez długi czas nie mogłem dojść do siebie. Nie mogłem o niej zapomnieć w tym przeklętym mieście i zdecydowałem się też wyjechać, do New Jersey.
Oprzytomniałem, kiedy zobaczyłem dobrze znane mi ceglastoczerwone mieszkanie pod koniec zacisznej dzielnicy. Oderwałem wzrok od drogi i spojrzałem na Ag. Uśmiechała się na sam widok tego budynku i ja również uśmiechnąłem się. Podjechałem pod dom państwa Rain i zaparkowałem samochód. Wyszedłem z niego i pomogłem otworzyć drzwi mojej towarzyszce.
- Nie wiem nawet, jak mam odwdzięczyć ci za to wszystko, Nate- powiedziała, kiedy stanęła naprzeciwko mnie, wpatrując się głęboko w moje oczy.
Wzruszyłem ramionami i powiedziałem jej, że nie ma za co dziękować. Czułem się zobowiązany, żeby wynagrodzić jej te okropne chwile w pustych czterech ścianach daleko od domu. Miałem nadzieję, że spędzi cudowny weekend w towarzystwie najdroższych jej osób na całym świecie.





_________________________________________________________

W następnym rozdziale wracamy już do drugiej naszej dwójki i zacznie się mieszać znowu, mam nadzieję :)
Postaram się pisać bardziej na bieżąco. Jak podoba Wam się wygląd? :)


poniedziałek, 17 czerwca 2013

IV. our friendship will never end


Jak już to wszedłeś to przeczytaj, dla Ciebie to chwila, 

a dla mnie ogromna satysfakcja! Czytasz? Skomentuj.
Nie masz konta na blogspocie? Wybierz opcje ''anonimowy'' :)




Wziąłem głęboki wdech i stanąłem, by odpocząć po kilku okrążeniach wokół plaży. Zaraz obok mnie przystanął wyczerpany Matt. Chyba dawno nie biegał rekreacyjnie, tak jak to kiedyś robiliśmy codziennie przed zajęciami, podczas treningów i niekiedy jeszcze wieczorem. 
- Padam na twarz- przyznał bez ściemniania.- Siłownia to jednak nie to samo.
Roześmiałem się wraz z nim i zaczęliśmy truchtem wracać do domku. Camille nie spała, kiedy wychodziliśmy na jogging, za to Ag spała jak zabita, gdy wyszedłem z pokoju.
Wczoraj znowu przegadaliśmy cały wieczór przy butelce winie i zasnęliśmy w kącie na podłodze. Zrobiliśmy tam istny bałagan. Na szczęście nikt nie miał tam wstępu oprócz nas. Na samą myśl, że Camille mogłaby to zobaczyć włosy same jeżyły się. Relacje między mną, a Ag znowu były neutralne. Próbowałem nie przekraczać granicy, ona próbowała nie przesadzać i żyliśmy w symbiozie. Naprawdę było dobrze, ale gdy tak myślę to zazwyczaj kończy się zaraz moje szczęście… No to można powiedzieć, że nie było najgorzej i zawsze może być lepiej. Uśmiechnąłem się sam do siebie na tą myśl.
Właśnie dobiegaliśmy na miejsce. Matt był tak zasapany. Miałem wrażenie, że zaraz wyzionie ducha.
- Będziemy mieli nad czym pracować- odpowiedziałem, gdy oboje zmęczeni opadliśmy na werandę.
- Mówisz poważnie? Nate, czy ty chcesz wysłać mnie na drugą stronę?
- Serio stary, ale nie pożałujesz. Do czasu mojego wyjazdu będą już widoczne efekty. Wiem, co mówię- zaśmiałem się do niego, a on tylko klepnął mnie żwawo pomiędzy łopatki jako wyraz podziękowania.
- Matt! Nate! Śniadanie!- Wołała nas do stołu Camille.
Zebraliśmy się i weszliśmy do środka. Przy stole czekały na nas dziewczyny. Obje wyglądały zniewalająco. Mogłem tylko podziwiać z daleka. Ag rozświetlona spoglądała w moją stronę. Była w humorze, więc może nie narażę się jej dzisiaj. Zapowiadał się wyśmienity dzień. Stół był nakryty. Wszystko było podane. Czekało tylko na nas. Jedzenie cudownie pachniało. Moje zmysły szalały, mój brzuch burczał z głodu, ale nic z tego.
- Caaami, już zaraz wrócę do was, wezmę tylko szybko prysznic. Szybki prysznic, obiecuję- powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej najszczerzej, jak tylko potrafiłem.
- Idź już. Nie zabij się na schodach!- Roześmiała się, a ja szybko pobiegłem na górę, chwytając w locie swoje rzeczy i kierując się do łazienki.
Starałem się, jak najszybciej ogarnąć się i po 5 minutach znowu byłem na dole w jadali, lecz tym razem nieco lepiej prezentowałem się obok kwitnących dziewcząt. Spojrzałem na Matta i zobaczyłem, że on także odświeżył się. Usiedliśmy do posiłku i z przyjemnością kosztowaliśmy przygotowanych kanapek Camille, popijające je czarną kawą. Po śniadaniu stałem przy zlewie, by odciążyć sprzątającą Agnes.
- Wyspałaś się?- Zapytałem ją, kiedy doniosła mi kolejny kubek i sztućce.
- Tak. Przyzwyczaiłam się już do materacu na podłodze, dziękuję- uśmiechnęła się pogodnie.
- Myślałem, że moglibyśmy dziś wyjść na plażę, a potem na lemoniadę. Piszesz się, czy masz inne plany?
- Świetny pomysł! Matt, Camille, chcecie wybrać się z nami w zwiedzanie okolicy?- Zapytała, a ja modliłem się, aby mieli inne plany.
- Chyba nie damy rady. Muszę zostać w domu i zrobić porządny masaż Mattowi, żeby nie miał strasznych zakwasów jutro po rannej rozgrzewce z Nate'em- odezwała się Camille, spoglądając to w stronę mojego przyjaciela, Ag i w moją, a ja wysyłałem jej nieme podziękowania.
- W takim razie nie będziemy wam dziś przeszkadzać- odpowiedziała Ag i uśmiechnięta odwróciła się do mnie, podając mi zmywak do ręki i zaraz zniknęła na górze.
- Jesteście kochani!- Odpowiedziałem, dziękując im.- Nie wiem, jak odwdzięczę się wam!
- Nie spieprz tego- odpowiedział pokrzepiająco Matt.- No i jutrzejszy ranek odpuszczasz mi, co?
Przytaknąłem mu i śmiejąc się wróciłem do zmywania naczyń po śniadaniu.




*



Wczorajsza rozmowa z Chrisem poprawiła mi humor. Sprawił, że zaczęłam uśmiechać się sama do siebie. Błahe problemy zniknęły, a Nate'owi dałam więcej przestrzeni. Nie chciałam już nigdy ograniczać naszego kontaktu i przyjaźni. Dzięki niemu, jego wierze we mnie, wsparciu wszystko było łatwiejsze. Nie zastanawiałam, co przyniesie nowy dzień. Nie wiem, czy to ta beztroska, czy to Nate tak działa. Wiem, że nie chciałabym go stracić ponownie i zrobiłabym, co w mojej mocy, aby zostało tak na zawsze.
Spojrzałam w swojej lustrzane odbicie i uśmiechnęłam się do siebie. Przyjrzałam się moim ciemnobrązowym włosom i lekko przeciągnęłam błyszczykiem swoje usta. Byłam prawie gotowa do wyjścia z Nate'em. Pogoda w ostatniej chwili popsuła się. Zrobiło się chłodniej i zaczął padać deszcz, ale nie zamierzałam psuć nikomu humoru i wycofywać się z wyjścia z moim przyjacielem.
- Gotowa?- Spytał się zza drzwi Nate.
Zamyślona prawie przewróciłam się, tak się wystraszyłam. Odetchnęłam głęboko i zaśmiałam się, odpowiadając, że zaraz zejdę na dół do niego.
Poprawiłam swoje włosy, podkreślając ich dzisiejsze faliste ułożenie. Przyjrzałam się ponownie w lustrze i stwierdziłam, że nie wyglądam najgorzej i byłam gotowa zejść. W sypialni chwyciłam torebkę, telefon i zeszłam schodami do przestronnego salonu, w którym tradycyjnie siedziała nasza para.
- Ślicznie wyglądasz Agnes- zaświergotała Camille, która właśnie obracała mnie, żeby dokładniej zobaczyć całą stylizację.- Boję się wypuścić ciebie z domu dla dobra społeczeństwa.
Zaśmiałam się razem z Mattem, który przewracał oczami na komplementy Camille. Przyjaciółka przytuliła mnie i pocałowała w policzek, życząc udanej zabawy.
- Baw się dobrze!- Zawołał za mną Matt, a wtedy odwróciłam się i uśmiechnęłam się do niego.
Gdy wyszłam z domku Nate czekał przy samochodzie Matta. Zamachał do mnie kluczykami. Spojrzał w granatowe niebo i na samochodu znów. Wyszczerzyłam się do przyjaciela. To jedyny sposób, żeby dotrzeć w centrum w ten pochmurny dzień. Zaczęło właśnie padać. Stałam tak jeszcze chwilę, śledząc jego kolejne kroki. W czarnej koszuli i jeansach wyglądał naprawdę przystojnie. Powinien chodzić tak częściej. Nonszalancko uśmiechał się do mnie w swój niepowtarzalny sposób i w końcu odezwał się do mnie:
- Co tak przyglądasz się mi?
- Nie mogę uwierzyć, że udało nam się dogadać ze sobą po moich wybrykach. Naprawdę moja lina ''obrony'' była nieodpowiednia, krzywdząca ciebie i chciałabym cię jeszcze raz przeprosić za wszystko.
- Ag, nie przepraszaj tylko wsiadaj szybko do środka, bo zmokniemy do ostatniej suchej nitki- otworzył drzwi od strony pasażera.
Usiadłam na miejsce i przypięłam się pasami.
- Dokąd jedziemy? Znasz okolice?
- Nie, zupełnie nie. Nie chcę ci za wiele zdradzać, ale na pewno będziesz zadowolona z naszego wypadu... Obiecuję ci to. Potem w drodze powrotnej zajedziemy na kolacje.
- Zostaje mi tylko zgodzić się.
- Nie masz już innego wyjścia- złowieszczo uśmiechnął się do mnie, ruszając w drogę.






Droga ciągnęła się długimi krętymi ścieżkami spowitymi w mroku. Ag słodko spała na fotelu obok. Zmęczona podróżą odpadła w czasie naszej rozmowy o wszystkim i niczym. Dowiedziałem się nieco o jej życiu w Londynie. Kiedy mówiła o studiach, mieszkaniu na innym kontynencie, daleko od rodzinnego miasta, nie wydawała się szczęśliwa. Nie wspomniała nic o bliższych znajomościach zawartych tam na miejscu. Agnes od zawsze była towarzyską, otwartą osobą, ale z trudem przychodziło jej przystosowanie się do nowej rzeczywistości. Obawiałam się właśnie tego, że czuła się osamotniona w Londynie. Dręczyło mnie to. Wszystko było wyłącznie moją winą.
Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zgrzytania zębów Ag. Szybko zdałem sobie sprawę, że może to być z powodu zbyt niskiej temperatury w samochodzie i zwiększyłem temperaturę nawiewu klimatyzacji. Czułem się senny i wykończony jazdą. Zjechałem do najbliższego zajazdu po drodze. Wyłączyłem silnik samochodu i sięgnąwszy dokumentów wyszedłem na zewnątrz. Było cholernie zimno, na dodatek zrywał się silny i urwisty wiatr. Wstąpiłem na krótką chwilę do stacji, aby wyprostować kości.
- Dobry wieczór. Poproszę mocną czarną kawę- wypowiedziałem, powstrzymując się od ziewania.
- Już się robi. Przejezdny?- Zapytała z uśmiechem miła pani, która mogła być moją matką. Biła od niej aura opiekuńczości i uprzejmości.- Proszę pańska kawa.
- Dziękuję, ile płacę? Tak jestem przejazdem.
- 5 dolarów. Wygląda Pan na bardzo przemęczonego. Długo Pan już tak jedzie?
- Proszę. Około 6 godzin, ale naprawdę już niewiele nam brakuje, by dojechać na miejsce.
- Więc jest Pan z kimś? I zapewne ta piękna kobieta- wskazała na drzwi, w których stała Agnes- nie będzie się bała jechać dalej z Panem, gdy omal Pan nie zasypia na stojąco? W radiu mówili, że zbliża się też tornado i jak widać lada moment będzie u nas.
Spojrzałem na zaspaną Ag, która podeszła bliżej i z niepokojem spoglądała w okna wychodzące ze stacji. Nie odwróciła się do mnie ani na sekundę.
- Naprawdę zostało mi kilkanaście minut drogi- mówiłem uparcie, trzymając w dłoniach kubek aromatycznej, ciepłej kawy.- Proszę nie martwić się, dojedziemy cali i zdrowi.
- Chciałam tylko powiedzieć, że w razie potrzeby mamy pokoje do wynajęcia na górze.
- Dziękujemy, ale nie ma potrzeby- powiedziałem, odwracając się, a drugą rękę oparłem o ramię Agnes i powoli odchodziliśmy w stronę wyjścia, kiedy w oknach zabłysnęło a Ag wbrew woli przestraszona odwróciła się z powrotem. Spojrzałem na nią. Drżała z przerażenia. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Wiedziałem, że musieliśmy tu zostać aż do czasu, kiedy pogoda na zewnątrz uspokoi się. Z pokorą podszedłem do sympatycznej pani i zapytałem się o pokój. Był wolne dwa.
- Weźmiemy te dwa- odpowiedziałem bez zastanowienie, nawet nie chciałem widzieć miny Ag, kiedy proszę o pokój dwuosobowy dla nas. Wściekłaby się, więc nawet taki pomysł nie przyszedł mi na myśl.
- Nate- usłyszałem jej słaby głos, przeprosiłam pensjonarkę i natychmiast podszedłem do niej.
Bacznie przyglądałem się jej. Trzęsły się jej ręce, prawie cała chodziła z nerwów i strachu. Przytrzymałem jej ramiona i spoglądnąłem znów na nią. Nie chciałem naciskać na nią, bo i tak wiedziałem, że było z nią bardzo źle. Czułem, że nadal nie umiała uspokoić się, trzęsąc się jak galaretka. Nie mogłem dalej tak bezradnie stać, patrzeć na to, co dzieje się z nią i przytuliłem ją do siebie.
- Spokojnie, nic nie stanie się. Obiecuję ci- szepnąłem jej, a ona oderwała się ode mnie.
- Nate, mógłbyś jednak wziąć pokój dwuosobowy? Nie zasnęłabym sama w pokoju teraz.
Zdziwiłem się, ale oczywiście zgodziłem się. Wróciłem do pani z ciepłym uśmiechem i poprosiłem o kluczyk dwuosobowego pokoju. Dowiedziałem się, że był dostępny także zadaszony parking dla gości i mogłem w bezpiecznym miejscu zostawić samochód. Zostawiłem na chwilę wewnątrz Ag i wróciłem do samochodu. Zaparkowałem w wyznaczonym miejscu, sprawdziłem jeszcze bagażnik i wyjąłem z środka rzeczy moje i Ag, które spakowałem na wyjazd. Nie było tego dużo, ale zawsze to najpotrzebniejszy ekwipunek, by przetrwać noc poza domkiem. Wszedłem ponownie do środka, kiedy Ag trzymała w ręku kubek ciepłej
kawy i próbowała dojść do siebie.
- Dziękujemy za pomoc, dobranoc- zwróciłem się do kobiety, która zapewne uratowała nam życie. Zamachnąłem kluczykiem od pokoju i ruszyłem z Ag w stronę korytarza z pokojami. Bez problemu znaleźliśmy odpowiednie pomieszczenie i weszliśmy do niego. Był to przestrzenny pokój z łóżkiem w centrum, kilkoma szafkami, komodą i stolikiem z fotelami. W pokój panowała ciemność, aż do błysku z zewnątrz, który na sekundę rozświetlił wnętrze. Zaraz usłyszałem grzmot, a po chwili głośne bicie serca i gwałtowny oddech Ag. Odłożyłem torby przy łóżku i usiadłem w fotelu.
- To wszystko nie tak miało wyglądać- zacząłem zmarnowany.- Miałaś być chociaż przez chwilę szczęśliwa u boku swojej rodziny, a wyszło tak tragicznie. Przepraszam, że napędziłem ci tyle strachu i musisz to teraz tak przeżywać.
Nie odzywała się przez długi czas. Stała w bezruchu, nie ruszyła się ani o krok odkąd odszedłem odłożyć drobny bagaż na miejsce.
- Przytul mnie Nate- usłyszałem. Przez chwilę myślałem, że przesłyszałem, ale w świetle kolejnej błyskawicy zauważyłem, że wyczekująco spogląda na mnie. Ruszyłem się z fotela i zaraz zjawiłem się znów tak blisko jej, a ona szczelnie wtuliła się w moje ciało jak mała bojaźliwa dziewczynka. Poczułem, jak wszystkie zdarzenia z przeszłości wracają do mnie. Wszystkie moje
złe posunięcia, aby zdobyć Ag, wszystkie mylnie brane przeze mnie nasze zbliżenia i wielkie nadzieje. Nie chciałem tego znów przeżywać. Nie chciałem jej odrzucenia to byłby kolejny nóż w plecy. Miałem znowu mętlik i nie wiedziałem, co zrobić. Ag ciągle ściśle trzymała się mego ciała, co doprowadzało mnie do wewnętrznego szału. Odchrząknąłem. Na tyle było mnie stać, ale na szczęście podziało. Odsunęła się ode mnie, a ja mogłem zachowywać się racjonalnie.
- Jesteś wykończona. Spróbuj położyć się, a ja prześpię się obok na fotelu.
- Nie.. nie pozwolę ci spać na fotelu.. albo śpimy razem na łóżku, albo wcale. Musisz wyspać się, chyba nie chcemy tu tkwić kilka dni.
Tego wieczoru ponownie opadła mi szczęka ze zdziwienia. Nie poznawałem jej. Ona nie zachowywała się, jak zachowawcza Ag, która stawiała naszą przyjaźń na piedestale, ponad wszystko.
- W torbie masz piżamę. Nie wiem, czy to jest twoja, czy Camille wsadziła coś swojego. Przebierz się w łazience i wracaj kłaść się spać- odpowiedziałem beznamiętnie, a ona tylko kiwnęła głową.
Sięgnęła do torby, wyjęła z niej piżamę i wcześniej odwracając się ode mnie zaczęła zdejmować po kolei z siebie ubranie. Nie wierzyłem własnym oczom! Obawiałem się, że dostała jakieś gorączki. Zrobiła to szybko i sprytnie, tak abym mało zobaczył, więc jeszcze trzymała się zmysłów. W świetle kolejnych błyskawic widziałem tylko gołe wcięcie w jej tali i idealny zarys bioder. Odłożyła rzeczy na bok i bez słowa położyła się do łóżka, zakrywając się prawie po czubek kołdrą. Poszedłem za jej śladem i szybko przebrałem się w szorty i koszulkę do spania. Za minutę byłem już taka blisko niej i znów słyszałem bicie jej serca i niemiarowy oddech. Leżała do mnie tyłem, ale zaraz obróciła się i omal zabrakło mi tchu, gdy jej oczy, usta były tak blisko. Mogłem to wykorzystać pod pretekstem chwilowej nieuwagi, ale wolałem nie narażać naszego kontaktu, ostatnio naprawdę było dobrze.
- Obiecaj, że nie ruszysz się stąd, dopóki nie wstanę.
- Obiecuję. Śpij już.
- Dobranoc- odpowiedziała, siląc się na szczery uśmiech i zamknęła oczy.

 PS  Przepraszam. Po pierwsze za to, ile musieliście czekać. Pewnie już nikt nie wie, o czym te opowiadanie w ogóle jest :( Po drugie przepraszam za to, że tak mało jest o Macie i Camille, ale coś wzięło mnie za Nate & Ag. Po trzecie, przepraszam za tą mega długą trzecią część, ale jakoś tak niechcący wyszło. Co myślicie o rozdziale? 


wtorek, 2 kwietnia 2013

III. you're my disease




Obudziło mnie słońce, które natrętnie wpadało do małego pokoju. Otworzyłam oczy i od razu pożałowałam.
Słońce raziło mnie swoim światłem, aż zakręciło mi się w głowie. Przewróciłam się na drugą stronę i zobaczyłam naprzeciwko łóżko. Zachodziłam sobie w głowę, gdzie mogłam być, ale nic nie przychodziło mi na myśl. Nadal byłam zmęczona i nie miałam żadnej ochoty, by wydostać się z przytulnej pościeli. Zamknęłam oczy i zanurzyłam się ponownie we śnie.
Ponownie wstałam z łóżka z powodu okropnego pragnienia. Nigdzie w swojej torbie nie mogłam znaleźć butelki wody. Obejrzałam się po beżowym pokoju, ale niczego nie zauważyłam. Bez zastanowienia wyszłam z pokoju. Oglądnęłam się za siebie i nie wyglądało to za dobrze. Nie przypominałam sobie niczego, co mogło sugerować, gdzie teraz znajdowałam się. Korytarzem przeszłam się aż do końca. Było to ostatnie piętro budynku, w którym byłam. Pomieszczenie na końcu korytarza to łazienka, która była wolna. Weszłam do niej mile zaskoczona. W środku było czysto i brakowało znaków jakiegokolwiek użytkowania, wszystko wyglądało na nowe i świeże, jakby przygotowane na kogoś przyjazd. Skorzystałam już z tego, że weszłam do łazienki i spojrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam gorzej niż fatalnie, ale nie to było moim największym zmartwieniem. Wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. W końcu odnalazłam okno w sklepieniu dachu i wyjrzałam za nie. Gdy zauważyłam ocean i plażę, moje oczy wychodził pewnie z orbit. Serce zaczęło mi szybciej bić, a sama spanikowałam. Znalazłam zaraz drewniane schody, po których ostrożnie stawiałam kolejne kroki. Po trzech stopniach stanęłam, widząc czyjeś nogi, które zmierzały w moją stronę. Wstrzymałam oddech, a kiedy usłyszałam głos Nate’a omal nie spadłam ze schodów.
Usiadłam na jednym ze stopni, trzymając się barierki i oszołomiona patrzyłam na niego. Nonszalancko rozsiadł się na sofie, która stała naprzeciw i popijał coś z kubka. Chciałam zadać mu tyle pytań, ale kiedy przypomniałam sobie jak wyglądam, gdy on prezentował się bez zarzutów to wstałam i zawróciłam się. Skierowałam się do pokoju, gdzie stała moja walizka. Szybko wyjęłam z niej najpotrzebniejsze rzeczy wraz z kosmetyczką i poszłam do łazienki, gdzie próbowałam dojść do siebie. Zimny prysznic dobrze mi zrobił, a makijaż ukrył moje niedoskonałości i zmęczenie po minionej nocy. Ubrałam się w przygotowane szorty i bokserkę, i ponownie, tym razem spokojnie zeszłam na dół.
Był to pokój dzienny z jadalnią, inaczej nie mogłam sobie tego pomieszczenia nazwać. Przy stole, który połączony był z małym aneksem kuchennym, siedział Nate i przyglądał mi się badawczym wzrokiem. Po prawej stronie była ściana z drzwiami, które prowadził zapewne jeszcze do innego pokoju, a po lewej stronie stała sofa, obok był telewizor plazmowy. Obejrzałam się dokładnie za siebie. Na ścianach królował jedynie beż, nic więcej nie zdobiło pustych murów mieszkalnych.
- Podoba ci się?- Usłyszałam jego głos za sobą.- Gdzie jesteśmy?- Odpowiedziałam pytaniem na pytanie i odwróciłam się do niego.
Krzątał się przy lodówce, wyjmując z niej butelkę wody i cytrynę. Wziął w dłoń szklankę i nalał do niej wody, a następnie wkroił do środka kawałek cytryny. Podeszłam bliżej i usiadłam na krześle obok niego, a on bez słowa podał mi ową szklankę. Uśmiechnęłam się do niego, dziękując mu. Nic nie mówiłam przez chwilę. Rozkoszowałam się ciszą i smakiem schłodzonej wody. Moje pragnienie zostało zaspokojone i teraz mogłam myśleć o zupełnie innych rzeczach. Dopiero zdałam sobie sprawę, że dziś musi być niedziela, czyli na jutro miałam zarezerwowany bilet powrotny do Londynu. Ponowiłam moje pytanie do Nate'a, a on zdziwił się.
- Naprawdę nie pamiętasz? Jesteśmy na miesiącu miodowym Camille i Matta.
- Chyba sobie żartujesz ze mnie- zaśmiałam się głośno, ale zaraz zamknął mi usta palcem, kręcąc przy tym głową.
- Śpią obok, zapewne są bardziej zmęczeni niż my- zadziornie spojrzał na mnie, na co tylko przewróciłam oczami i lekko szturchnęłam go w przedramię.
Musiałam wczoraj zaszaleć z alkoholem, bo nie przypominałam sobie, jak Matt ogłosił swój niecny plan. W pamięci miałam wyłącznie kawałki wczorajszego wesela. Pamiętam doskonale, jak podszedł do mnie Nate, później jak poznałam miłego i przystojnego kuzyna mojej przyjaciółki i tu fragmentu nie pamiętałam, aż do rozmowy na tarasie z Nate'em i na tym kończy się. Powiedziałam to mu, że mam a on zbawił mnie tym, że: ‘Wcale nie dziwię się. Przesadziłaś wczoraj trochę z winem, z Chrisem.’ Widziałam, jak spoważniał, gdy wymówił jego imię. Czułam, że nie tylko z alkoholem przedobrzyłam, ale i zaszłam za skórę Nate'owi.
- Zrobiłam wczoraj coś nie tak?- Spytałam zagubiona.
- Nie mogę zagwarantować ci, że nie. Nie obracałaś się jedynie w moim towarzystwie.
‘Super’, pomyślałam sobie. Podparłam ciężką głowę rękoma i zastanawiałam się, co mogłam wczoraj zrobić. Wiedziałam, że nie kontroluję się, gdy zbyt dużo wypiję i zazwyczaj po takich incydentach miewam kłopoty. Westchnęłam i odwróciłam się do mojego przyjaciela, który nie odrywał oczu ode mnie. Zapewne zauważył już moje wory pod oczami, ale nie miał zamiaru skomentować ich, by nie dołować mnie za bardzo.
- Mam zarezerwowany bilet na jutro- odezwałam się po chwili, a on znowu skierował swoją twarz wprost na mnie.
Byłam przyzwyczajona do tego, że zawsze rozmawiając ze mną patrzył mi głęboko w oczy. Przeważnie nie bardzo utrzymywałam kontakt wzrokowy z rozmówcą przez tak długi czas, jak z Nate'em i to sprawiało, że czułam się niekiedy niekomfortowo.
- Obiecałaś Camille, że zostaniesz tu na miesiąc.
- Obiecałam?! Nate, wiesz w jakim stanie byłam. Nie wiedziałam, co plotę. Nie brałam pod uwagę niczego, a studia nie będą czekać na mnie. Mam zaczęty trzeci rok, decydujący i powiedz mi, jak mam to rzucić… sam wiesz, co to znaczy. Za tydzień mam bardzo ważne kolokwium, jak mam je zaliczyć, będąc tu. To nonsens.
- Zadzwoń na uczelnie i poproś o urlop, później skontaktuj się z linią lotniczą i przekieruj swój bilet.
Niby miał rację. Do wykorzystania miałam jeszcze miesiąc wolnego, ale nie uważałam to za zbyt dobry pomysł. Chętnie zrobiłabym sobie chwilę odpoczynku, a spędzenie miesiąca w gronie przyjaciół… kusiło mnie, żeby zostać. Martwiłam się wyłącznie o to, że Nate nie będzie bawił się dobrze podczas mojej obecności.
- Obiecaj, że jeśli będę robiła coś wbrew tobie i źle wyrażę się, raniąc cię to powiesz mi to prosto w twarz. Ok?
- Jak sobie życzyć, Ag. Pamiętasz, że mamy wspólny pokój?- Uśmiechnął się do mnie swoim jednym ze swoich najurokliwszych uśmiechów, a ja roześmiał się z niemożności.




Kilka dni później…

Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się ciszą i słońcem, które ogrzewało moje półnagie ciało. Nie pamiętałam już, jaki czas temu mogłam pozwolić sobie na wylegiwanie się w bikini na plaży. Od kilku miesięcy moje życie kręciło się wokół sesji, wybiegów, wywiadów i paparazzi, którzy nie dawali mi chwili odetchnienia. Czasami już miewałam chęci, żeby wszystko rzucić i żyć jak dawniej, ale wtedy przypominałam sobie, ile kosztowało mnie, żeby dojść na okładki nowojorskich magazynów mody. Wiele zawdzięczałam również motywacji i wsparciu mojego ukochanego męża. To dzięki niemu miałam ciągłą chęć, żeby walczyć i spełniać swoje marzenia.
W końcu miałam chwilę dla Matta i siebie. Przy boku miałam dwójkę przyjaciół. Czego mogłam chcieć więcej? Odpowiedź była banalna. Chciałam, żeby ta chwila trwała znacznie dłużej niż miesiąc miodowy. Otworzyłam oczy. Na nosie miałam swoje ulubione różowe okulary przeciwsłoneczne, które chroniły mnie od zmarszczek mimicznych. Szefowa agencji modelek, z którą współpracowałam była przewrażliwiona na jakiekolwiek zmiany w wyglądzie swoich dziewczyn. Codziennie wchodząc do agencji każda musiała przejść do mierzenia sylwetki, ważenia itp. u swojego osobistego agenta. Na szczęście przyszło mi pracować z przesympatycznym chłopakiem o imieniu David. Pracowałam z nim od roku i nie miałam na co narzekać. Naprawdę poszczęściło mi się. Zawsze zabiegał o najlepsze oferty i kontrakty dla mnie. Oczywiście dostawał on sporą sumę z każdego negocjowanego kontraktu, ale nasza współpraca układała się przede wszystkim dlatego, że doskonale rozumieliśmy się i wspaniale rozpoznał, co chciałam osiągać w modelingu.
Przypomniawszy sobie o pracy panicznie zaczęłam szukać w torbie kremu z wysokim filtrem. Kiedy w końcu znalazłam go wsmarowała sporą część w skórę na całym moim ciele. Znów mogłam odetchnąć i zrelaksować się. Jednak zaraz moją uwagę przykuła sytuacja, która działa się przy naszym domku. Plaża znajdowała się za drugą stroną ulicy przed domkiem. Na zewnątrz stała moja przyjaciółką, a za nią zaraz wybiegł Nate. Nie miałam pojęcia, co mogło stać się. Nie słyszałam, co do siebie mówili, domyślałam się tylko z kolejnych gestów, kroków.
Agnes wyglądała na podenerwowaną. Nate widocznie tłumaczył coś jej, bardzo często gestykulując w jej stronę. Czy oni właśnie kłócili się? Ostatnio bardzo dobrze układało się między nimi. Zauważył to nawet Matt, ale nie tylko w naszym towarzystwie próbowali zachowywać się, jak należy. Między nimi naprawdę poprawiło się. Myślałam, że wszystko było jasne… ale znów myliłam się.
Agnes powoli wychodziła z siebie. Z tej odległości czułam, że była strzępkiem nerwów. Widziałam, że coś wykrzykiwała w stronę chłopka. Zawsze w takich chwilach chciałam być jak najbliżej jej, by móc jak najszybciej przytulić ją i porozmawiać o wszystkim. Jednak wiedziałam, że nie powinnam wtrącać się na razie. ‘Odczekam’ powtarzałam sobie, ale w środku coraz szybciej łamałam się. Chwilę potem zobaczyłam, jak Nate przybliżał się do niej i przytulił ją do siebie, gładząc jej włosy. Wyglądali przejmująco, ale tylko przez chwilę, bo potem Agnes wyrwała się z rąk Nate'a i rzuciła się przez schody do domku, krzycząc coś za sobą. Chciałam już ruszyć do niego, ale kiedy zauważył mnie na plaży to sam skierował się w moją stronę. Nie zdążyłam o cokolwiek zapytać się, bo sam ujawnił wszystko przede mną: - Nie wiem, co źle robię… wczoraj i przedwczoraj wszystko było okay. Rozmawialiśmy ze sobą, jak kiedyś, do samego rana, a potem zasypialiśmy wykończeni na podłodze. Próbuję kontrolować się, nie zbliżać się zbytnio do niej, ale czasem nasze zbliżenia wychodzą zupełnie spontanicznie i nawet nie ma nic w tym nic złego, ale czasem Ag naprawdę grubo przesadza. Każde jej słowo przesycone oburzeniem jest jak ostrze zamoczone w jadzie, śmiertelnej truciźnie i wymierzone prosto w moje serce… spędziliśmy ze sobą tylko kilka dni, a czuję się równie okropnie, jak po ostatniej klasie liceum. Ta miłość niszczy mnie od środka i powoli zabija…
Nie wiedziałam, co powiedzieć mu. Strasznie współczułam mu, ale jak mogłam mu pomóc… mogłam wyłącznie porozmawiać z Agnes.
- Porozmawiam z Agnes, ale nie obiecuję, żeby coś zmieniło się.
Stał naprzeciwko mnie. Twarz miał przygaszoną, a ręce załamane. Byłam na siebie zła, że nie byłam w stanie mu pomóc. Poprawił swoją koszulę i szelki, odwrócił się do mnie, dziękując i zawrócił do domku.





- Nie wiem już jak mam docierać do niej. Odpuściłbym to wszystko, zapomniałbym, ale nie potrafię… Myślałem, że to za mną… W New Jersey moje życie wyglądało zupełnie inaczej, próbowałem zapomnieć o niej i do czasu, kiedy znowu zobaczyłem ją. Nie chcę tego roztrząsać tutaj, chyba powinienem do niej pójść…- przerwałem głuchą ciszę, która zapanowała w salonie, gdy wróciłem z zewnątrz.
Matt wcześniej widział kłótnię z Ag, ale zapewne Camille wytłumaczyła mu wszystko. Nie miałem im nic za złe, ale nie byłem gotowy na bardziej otwarte rozmowy o tym, co czułem nawet z Ag. Długi samotny spacer po cichej nabrzeżnej okolicy Charleston pomógł mi uspokoić się, ale serce znowu zaczęło walić jak młot.
Nie mogłem wycofać się, jak tchórz, gdy moi przyjaciele patrzyli na moje kolejno robione kroki. Wziąłem wdech i z pewnością ruszyłem na przód, słysząc za sobą słowa wsparcia Camille. Matt miał naprawdę szczęście, że na swojej drodze spotkał ją, ale ja też miałem, była świetną przyjaciółką.
Gdy pokonałem wszystkie schody, prowadzące do jedynego piętra w tym domku, stanąłem i spróbowałem zebrać krążące myśli w jedno. Poprawiłem mankiety swojej koszuli i przypięte do spodni szelki. Zupełnie nie wiedziałem, czym tak denerwowałem się. Stanąłem przed drzwiami mojego i jej pokoju. Cicho zapukałem i nie czekając na odpowiedź wszedłem do środka. Siedziała skulona po lewej stronie pokoju za swoim łóżkiem, gdzie ostatnio przegadaliśmy całą noc. Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. Nie zdążyłem rozgryźć jej, bo zaraz odwróciła wzrok i patrzyła beznamiętnie w ściany tego małego pokoju. Atmosfera stawała się nie do zniesienia. Bez zastanowienia usiadłem tuż przy niej. Z trudem przychodziło mi niespoglądanie w jej stronę, to nie było w moim stylu. Zawsze patrzyłem na nią żarliwym wzrokiem, gdy byliśmy tak blisko siebie, musiałem wtedy z tym walczyć. Wytrwałem w swoim, a milczenie to ona przerwała  po kilkunastu minutach.
- Nate- szepnęła omal niesłyszalnie.
- Tak, jestem tutaj- odpowiedziałem sarkastycznie, odwróciłem się twarzą do niej i zauważyłem, że zbierało ją na płacz.
Ścisnąłem jeszcze mocniej pięści i starałem opanować swoje emocje, by nie zrobić czegoś, czego mógłbym żałować przez najbliższy miesiąc. Miałem ochotę rzucić jej 'nic takiego nie stało się, nie wiń się Ag, wina leży po obu stronach' i jak najszybciej objąć ją, ale wiedziałem, że byłoby to złe posunięcie z mojej strony. Nie mogłem lekceważyć takich sytuacji, bo nie chciałem, aby one miały miejsce kiedykolwiek. Miałem ich serdecznie dość. Cierpliwie czekałem aż weźmie się w garść i będzie gotowa na rozmowę, zaraz też i odezwała się:
- Wiem, że zachowałam się jak zimna suka, bez żadnych uczuć. Ciągle tak robię- wzruszyła bezsilnie ramionami i miałem już coś powiedzieć, kiedy to ona uciszyła mnie.- Nie zaprzeczaj, bo oboje najlepiej o tym wiemy. Zachowuję się, jak rozdrażniona gówniara, która ma przyjemność z zadawania bólu swojemu przyjacielowi... ale tak nie jest- mówiła łamiącym głosem.
Wziąłem głęboki oddech, usiadłem naprzeciwko niej i wyciągnąłem do niej ręce. Siedzieliśmy przytuleni do siebie tak aż nie odezwał się telefon Ag.
- Przepraszam cię- powiedziała i odrywając się ode mnie odebrała niezwlekający telefon.- Halo... O Chris, miło cię słyszeć..
Kiedy usłyszałem jego imię zagotowało się we mnie, a gdy uśmiechnęła się na jego głos to znowu miałem ochotę wyjść stąd jak najdalej i trzasnąć drzwiami.


*


Camille dniami i wieczorami była bez życia. Non stop nasze rozmowy zaczynały się na Agnes i Nate'cie, kończyły się także na nich. Wiedziałem, że bardzo przeżywała ich kłótnie, mi też nie było to obojętne, ale nawet najlepsi przyjaciele kłócą się. Poza tym, tam gdzie jedno z nich było zakochane bez wzajemności, a druga osoba ciągle robiła by odkochała się to była dopiero prawdziwa mieszanka wybuchowa. Nie tak wyobrażałem sobie nasz miodowy miesiąc...
Camille chodziła całymi dniami przygaszona. Wówczas w pogodny, słoneczny dzień znowu przesiadaliśmy sofę w pokoju dziennym i czekaliśmy, co wyniknie z rozmowy naszych przyjaciół. Próbowałem przekonać ją, że może powinniśmy wyrwać się gdzieś, aby nie przeszkadzać im. Nie zgodziła się na mój układ i jednak zostaliśmy w domku, czekając na dalszy rozwój akcji.
- Wyglądasz bardziej zmęczona niż w Nowym Yorku...
- Nic mi nie jest. Nie martw się kochanie- powiedziała i jeszcze bliżej mnie usadowiła się i wtuliła się w moje ciało.
- Mam nadzieję- uśmiechnąłem się do niej i splotłem nasze dłonie, bawiąc się przy tym jej obrączką.- Wiesz, że jesteśmy już tydzień w związku małżeńskim?
- Chciałeś mnie zagiąć?- Udawała oburzoną i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Ostatnio tak bardzo brakowało mi jej uśmiechu...
Uspokoiliśmy się, gdy w pomieszczeniu zjawiła się Agnes, a za nią wszedł Nate. Agnes ruszyła do lodówki i zaczęła z niej wyjmować kolejne produkty, przy okazji coś nucąc. 
- Macie ochotę na coś słodkie, słodziaczki?
- Z chęcią- jako pierwszy odezwał się Nate, a Agnes roześmiała się.
- Miała na myśli nowożeńców, ale oczywiście dla ciebie też zrobię.
Widziałem, jak Camille diametralnie zmienił się humor, a jej twarz rozjaśniła się. Przytuliłem ją mocno, a ona zdołała tylko kiwnąć głową w stronę przyjaciółki, potwierdzając, że my także zjemy jej wypiek. Wstałem z sofy, wziąłem jej rękę i zaciągnęłam ją na spacer przy zachodzącym słońcu.




Obserwatorzy