poniedziałek, 17 czerwca 2013

IV. our friendship will never end


Jak już to wszedłeś to przeczytaj, dla Ciebie to chwila, 

a dla mnie ogromna satysfakcja! Czytasz? Skomentuj.
Nie masz konta na blogspocie? Wybierz opcje ''anonimowy'' :)




Wziąłem głęboki wdech i stanąłem, by odpocząć po kilku okrążeniach wokół plaży. Zaraz obok mnie przystanął wyczerpany Matt. Chyba dawno nie biegał rekreacyjnie, tak jak to kiedyś robiliśmy codziennie przed zajęciami, podczas treningów i niekiedy jeszcze wieczorem. 
- Padam na twarz- przyznał bez ściemniania.- Siłownia to jednak nie to samo.
Roześmiałem się wraz z nim i zaczęliśmy truchtem wracać do domku. Camille nie spała, kiedy wychodziliśmy na jogging, za to Ag spała jak zabita, gdy wyszedłem z pokoju.
Wczoraj znowu przegadaliśmy cały wieczór przy butelce winie i zasnęliśmy w kącie na podłodze. Zrobiliśmy tam istny bałagan. Na szczęście nikt nie miał tam wstępu oprócz nas. Na samą myśl, że Camille mogłaby to zobaczyć włosy same jeżyły się. Relacje między mną, a Ag znowu były neutralne. Próbowałem nie przekraczać granicy, ona próbowała nie przesadzać i żyliśmy w symbiozie. Naprawdę było dobrze, ale gdy tak myślę to zazwyczaj kończy się zaraz moje szczęście… No to można powiedzieć, że nie było najgorzej i zawsze może być lepiej. Uśmiechnąłem się sam do siebie na tą myśl.
Właśnie dobiegaliśmy na miejsce. Matt był tak zasapany. Miałem wrażenie, że zaraz wyzionie ducha.
- Będziemy mieli nad czym pracować- odpowiedziałem, gdy oboje zmęczeni opadliśmy na werandę.
- Mówisz poważnie? Nate, czy ty chcesz wysłać mnie na drugą stronę?
- Serio stary, ale nie pożałujesz. Do czasu mojego wyjazdu będą już widoczne efekty. Wiem, co mówię- zaśmiałem się do niego, a on tylko klepnął mnie żwawo pomiędzy łopatki jako wyraz podziękowania.
- Matt! Nate! Śniadanie!- Wołała nas do stołu Camille.
Zebraliśmy się i weszliśmy do środka. Przy stole czekały na nas dziewczyny. Obje wyglądały zniewalająco. Mogłem tylko podziwiać z daleka. Ag rozświetlona spoglądała w moją stronę. Była w humorze, więc może nie narażę się jej dzisiaj. Zapowiadał się wyśmienity dzień. Stół był nakryty. Wszystko było podane. Czekało tylko na nas. Jedzenie cudownie pachniało. Moje zmysły szalały, mój brzuch burczał z głodu, ale nic z tego.
- Caaami, już zaraz wrócę do was, wezmę tylko szybko prysznic. Szybki prysznic, obiecuję- powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej najszczerzej, jak tylko potrafiłem.
- Idź już. Nie zabij się na schodach!- Roześmiała się, a ja szybko pobiegłem na górę, chwytając w locie swoje rzeczy i kierując się do łazienki.
Starałem się, jak najszybciej ogarnąć się i po 5 minutach znowu byłem na dole w jadali, lecz tym razem nieco lepiej prezentowałem się obok kwitnących dziewcząt. Spojrzałem na Matta i zobaczyłem, że on także odświeżył się. Usiedliśmy do posiłku i z przyjemnością kosztowaliśmy przygotowanych kanapek Camille, popijające je czarną kawą. Po śniadaniu stałem przy zlewie, by odciążyć sprzątającą Agnes.
- Wyspałaś się?- Zapytałem ją, kiedy doniosła mi kolejny kubek i sztućce.
- Tak. Przyzwyczaiłam się już do materacu na podłodze, dziękuję- uśmiechnęła się pogodnie.
- Myślałem, że moglibyśmy dziś wyjść na plażę, a potem na lemoniadę. Piszesz się, czy masz inne plany?
- Świetny pomysł! Matt, Camille, chcecie wybrać się z nami w zwiedzanie okolicy?- Zapytała, a ja modliłem się, aby mieli inne plany.
- Chyba nie damy rady. Muszę zostać w domu i zrobić porządny masaż Mattowi, żeby nie miał strasznych zakwasów jutro po rannej rozgrzewce z Nate'em- odezwała się Camille, spoglądając to w stronę mojego przyjaciela, Ag i w moją, a ja wysyłałem jej nieme podziękowania.
- W takim razie nie będziemy wam dziś przeszkadzać- odpowiedziała Ag i uśmiechnięta odwróciła się do mnie, podając mi zmywak do ręki i zaraz zniknęła na górze.
- Jesteście kochani!- Odpowiedziałem, dziękując im.- Nie wiem, jak odwdzięczę się wam!
- Nie spieprz tego- odpowiedział pokrzepiająco Matt.- No i jutrzejszy ranek odpuszczasz mi, co?
Przytaknąłem mu i śmiejąc się wróciłem do zmywania naczyń po śniadaniu.




*



Wczorajsza rozmowa z Chrisem poprawiła mi humor. Sprawił, że zaczęłam uśmiechać się sama do siebie. Błahe problemy zniknęły, a Nate'owi dałam więcej przestrzeni. Nie chciałam już nigdy ograniczać naszego kontaktu i przyjaźni. Dzięki niemu, jego wierze we mnie, wsparciu wszystko było łatwiejsze. Nie zastanawiałam, co przyniesie nowy dzień. Nie wiem, czy to ta beztroska, czy to Nate tak działa. Wiem, że nie chciałabym go stracić ponownie i zrobiłabym, co w mojej mocy, aby zostało tak na zawsze.
Spojrzałam w swojej lustrzane odbicie i uśmiechnęłam się do siebie. Przyjrzałam się moim ciemnobrązowym włosom i lekko przeciągnęłam błyszczykiem swoje usta. Byłam prawie gotowa do wyjścia z Nate'em. Pogoda w ostatniej chwili popsuła się. Zrobiło się chłodniej i zaczął padać deszcz, ale nie zamierzałam psuć nikomu humoru i wycofywać się z wyjścia z moim przyjacielem.
- Gotowa?- Spytał się zza drzwi Nate.
Zamyślona prawie przewróciłam się, tak się wystraszyłam. Odetchnęłam głęboko i zaśmiałam się, odpowiadając, że zaraz zejdę na dół do niego.
Poprawiłam swoje włosy, podkreślając ich dzisiejsze faliste ułożenie. Przyjrzałam się ponownie w lustrze i stwierdziłam, że nie wyglądam najgorzej i byłam gotowa zejść. W sypialni chwyciłam torebkę, telefon i zeszłam schodami do przestronnego salonu, w którym tradycyjnie siedziała nasza para.
- Ślicznie wyglądasz Agnes- zaświergotała Camille, która właśnie obracała mnie, żeby dokładniej zobaczyć całą stylizację.- Boję się wypuścić ciebie z domu dla dobra społeczeństwa.
Zaśmiałam się razem z Mattem, który przewracał oczami na komplementy Camille. Przyjaciółka przytuliła mnie i pocałowała w policzek, życząc udanej zabawy.
- Baw się dobrze!- Zawołał za mną Matt, a wtedy odwróciłam się i uśmiechnęłam się do niego.
Gdy wyszłam z domku Nate czekał przy samochodzie Matta. Zamachał do mnie kluczykami. Spojrzał w granatowe niebo i na samochodu znów. Wyszczerzyłam się do przyjaciela. To jedyny sposób, żeby dotrzeć w centrum w ten pochmurny dzień. Zaczęło właśnie padać. Stałam tak jeszcze chwilę, śledząc jego kolejne kroki. W czarnej koszuli i jeansach wyglądał naprawdę przystojnie. Powinien chodzić tak częściej. Nonszalancko uśmiechał się do mnie w swój niepowtarzalny sposób i w końcu odezwał się do mnie:
- Co tak przyglądasz się mi?
- Nie mogę uwierzyć, że udało nam się dogadać ze sobą po moich wybrykach. Naprawdę moja lina ''obrony'' była nieodpowiednia, krzywdząca ciebie i chciałabym cię jeszcze raz przeprosić za wszystko.
- Ag, nie przepraszaj tylko wsiadaj szybko do środka, bo zmokniemy do ostatniej suchej nitki- otworzył drzwi od strony pasażera.
Usiadłam na miejsce i przypięłam się pasami.
- Dokąd jedziemy? Znasz okolice?
- Nie, zupełnie nie. Nie chcę ci za wiele zdradzać, ale na pewno będziesz zadowolona z naszego wypadu... Obiecuję ci to. Potem w drodze powrotnej zajedziemy na kolacje.
- Zostaje mi tylko zgodzić się.
- Nie masz już innego wyjścia- złowieszczo uśmiechnął się do mnie, ruszając w drogę.






Droga ciągnęła się długimi krętymi ścieżkami spowitymi w mroku. Ag słodko spała na fotelu obok. Zmęczona podróżą odpadła w czasie naszej rozmowy o wszystkim i niczym. Dowiedziałem się nieco o jej życiu w Londynie. Kiedy mówiła o studiach, mieszkaniu na innym kontynencie, daleko od rodzinnego miasta, nie wydawała się szczęśliwa. Nie wspomniała nic o bliższych znajomościach zawartych tam na miejscu. Agnes od zawsze była towarzyską, otwartą osobą, ale z trudem przychodziło jej przystosowanie się do nowej rzeczywistości. Obawiałam się właśnie tego, że czuła się osamotniona w Londynie. Dręczyło mnie to. Wszystko było wyłącznie moją winą.
Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zgrzytania zębów Ag. Szybko zdałem sobie sprawę, że może to być z powodu zbyt niskiej temperatury w samochodzie i zwiększyłem temperaturę nawiewu klimatyzacji. Czułem się senny i wykończony jazdą. Zjechałem do najbliższego zajazdu po drodze. Wyłączyłem silnik samochodu i sięgnąwszy dokumentów wyszedłem na zewnątrz. Było cholernie zimno, na dodatek zrywał się silny i urwisty wiatr. Wstąpiłem na krótką chwilę do stacji, aby wyprostować kości.
- Dobry wieczór. Poproszę mocną czarną kawę- wypowiedziałem, powstrzymując się od ziewania.
- Już się robi. Przejezdny?- Zapytała z uśmiechem miła pani, która mogła być moją matką. Biła od niej aura opiekuńczości i uprzejmości.- Proszę pańska kawa.
- Dziękuję, ile płacę? Tak jestem przejazdem.
- 5 dolarów. Wygląda Pan na bardzo przemęczonego. Długo Pan już tak jedzie?
- Proszę. Około 6 godzin, ale naprawdę już niewiele nam brakuje, by dojechać na miejsce.
- Więc jest Pan z kimś? I zapewne ta piękna kobieta- wskazała na drzwi, w których stała Agnes- nie będzie się bała jechać dalej z Panem, gdy omal Pan nie zasypia na stojąco? W radiu mówili, że zbliża się też tornado i jak widać lada moment będzie u nas.
Spojrzałem na zaspaną Ag, która podeszła bliżej i z niepokojem spoglądała w okna wychodzące ze stacji. Nie odwróciła się do mnie ani na sekundę.
- Naprawdę zostało mi kilkanaście minut drogi- mówiłem uparcie, trzymając w dłoniach kubek aromatycznej, ciepłej kawy.- Proszę nie martwić się, dojedziemy cali i zdrowi.
- Chciałam tylko powiedzieć, że w razie potrzeby mamy pokoje do wynajęcia na górze.
- Dziękujemy, ale nie ma potrzeby- powiedziałem, odwracając się, a drugą rękę oparłem o ramię Agnes i powoli odchodziliśmy w stronę wyjścia, kiedy w oknach zabłysnęło a Ag wbrew woli przestraszona odwróciła się z powrotem. Spojrzałem na nią. Drżała z przerażenia. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Wiedziałem, że musieliśmy tu zostać aż do czasu, kiedy pogoda na zewnątrz uspokoi się. Z pokorą podszedłem do sympatycznej pani i zapytałem się o pokój. Był wolne dwa.
- Weźmiemy te dwa- odpowiedziałem bez zastanowienie, nawet nie chciałem widzieć miny Ag, kiedy proszę o pokój dwuosobowy dla nas. Wściekłaby się, więc nawet taki pomysł nie przyszedł mi na myśl.
- Nate- usłyszałem jej słaby głos, przeprosiłam pensjonarkę i natychmiast podszedłem do niej.
Bacznie przyglądałem się jej. Trzęsły się jej ręce, prawie cała chodziła z nerwów i strachu. Przytrzymałem jej ramiona i spoglądnąłem znów na nią. Nie chciałem naciskać na nią, bo i tak wiedziałem, że było z nią bardzo źle. Czułem, że nadal nie umiała uspokoić się, trzęsąc się jak galaretka. Nie mogłem dalej tak bezradnie stać, patrzeć na to, co dzieje się z nią i przytuliłem ją do siebie.
- Spokojnie, nic nie stanie się. Obiecuję ci- szepnąłem jej, a ona oderwała się ode mnie.
- Nate, mógłbyś jednak wziąć pokój dwuosobowy? Nie zasnęłabym sama w pokoju teraz.
Zdziwiłem się, ale oczywiście zgodziłem się. Wróciłem do pani z ciepłym uśmiechem i poprosiłem o kluczyk dwuosobowego pokoju. Dowiedziałem się, że był dostępny także zadaszony parking dla gości i mogłem w bezpiecznym miejscu zostawić samochód. Zostawiłem na chwilę wewnątrz Ag i wróciłem do samochodu. Zaparkowałem w wyznaczonym miejscu, sprawdziłem jeszcze bagażnik i wyjąłem z środka rzeczy moje i Ag, które spakowałem na wyjazd. Nie było tego dużo, ale zawsze to najpotrzebniejszy ekwipunek, by przetrwać noc poza domkiem. Wszedłem ponownie do środka, kiedy Ag trzymała w ręku kubek ciepłej
kawy i próbowała dojść do siebie.
- Dziękujemy za pomoc, dobranoc- zwróciłem się do kobiety, która zapewne uratowała nam życie. Zamachnąłem kluczykiem od pokoju i ruszyłem z Ag w stronę korytarza z pokojami. Bez problemu znaleźliśmy odpowiednie pomieszczenie i weszliśmy do niego. Był to przestrzenny pokój z łóżkiem w centrum, kilkoma szafkami, komodą i stolikiem z fotelami. W pokój panowała ciemność, aż do błysku z zewnątrz, który na sekundę rozświetlił wnętrze. Zaraz usłyszałem grzmot, a po chwili głośne bicie serca i gwałtowny oddech Ag. Odłożyłem torby przy łóżku i usiadłem w fotelu.
- To wszystko nie tak miało wyglądać- zacząłem zmarnowany.- Miałaś być chociaż przez chwilę szczęśliwa u boku swojej rodziny, a wyszło tak tragicznie. Przepraszam, że napędziłem ci tyle strachu i musisz to teraz tak przeżywać.
Nie odzywała się przez długi czas. Stała w bezruchu, nie ruszyła się ani o krok odkąd odszedłem odłożyć drobny bagaż na miejsce.
- Przytul mnie Nate- usłyszałem. Przez chwilę myślałem, że przesłyszałem, ale w świetle kolejnej błyskawicy zauważyłem, że wyczekująco spogląda na mnie. Ruszyłem się z fotela i zaraz zjawiłem się znów tak blisko jej, a ona szczelnie wtuliła się w moje ciało jak mała bojaźliwa dziewczynka. Poczułem, jak wszystkie zdarzenia z przeszłości wracają do mnie. Wszystkie moje
złe posunięcia, aby zdobyć Ag, wszystkie mylnie brane przeze mnie nasze zbliżenia i wielkie nadzieje. Nie chciałem tego znów przeżywać. Nie chciałem jej odrzucenia to byłby kolejny nóż w plecy. Miałem znowu mętlik i nie wiedziałem, co zrobić. Ag ciągle ściśle trzymała się mego ciała, co doprowadzało mnie do wewnętrznego szału. Odchrząknąłem. Na tyle było mnie stać, ale na szczęście podziało. Odsunęła się ode mnie, a ja mogłem zachowywać się racjonalnie.
- Jesteś wykończona. Spróbuj położyć się, a ja prześpię się obok na fotelu.
- Nie.. nie pozwolę ci spać na fotelu.. albo śpimy razem na łóżku, albo wcale. Musisz wyspać się, chyba nie chcemy tu tkwić kilka dni.
Tego wieczoru ponownie opadła mi szczęka ze zdziwienia. Nie poznawałem jej. Ona nie zachowywała się, jak zachowawcza Ag, która stawiała naszą przyjaźń na piedestale, ponad wszystko.
- W torbie masz piżamę. Nie wiem, czy to jest twoja, czy Camille wsadziła coś swojego. Przebierz się w łazience i wracaj kłaść się spać- odpowiedziałem beznamiętnie, a ona tylko kiwnęła głową.
Sięgnęła do torby, wyjęła z niej piżamę i wcześniej odwracając się ode mnie zaczęła zdejmować po kolei z siebie ubranie. Nie wierzyłem własnym oczom! Obawiałem się, że dostała jakieś gorączki. Zrobiła to szybko i sprytnie, tak abym mało zobaczył, więc jeszcze trzymała się zmysłów. W świetle kolejnych błyskawic widziałem tylko gołe wcięcie w jej tali i idealny zarys bioder. Odłożyła rzeczy na bok i bez słowa położyła się do łóżka, zakrywając się prawie po czubek kołdrą. Poszedłem za jej śladem i szybko przebrałem się w szorty i koszulkę do spania. Za minutę byłem już taka blisko niej i znów słyszałem bicie jej serca i niemiarowy oddech. Leżała do mnie tyłem, ale zaraz obróciła się i omal zabrakło mi tchu, gdy jej oczy, usta były tak blisko. Mogłem to wykorzystać pod pretekstem chwilowej nieuwagi, ale wolałem nie narażać naszego kontaktu, ostatnio naprawdę było dobrze.
- Obiecaj, że nie ruszysz się stąd, dopóki nie wstanę.
- Obiecuję. Śpij już.
- Dobranoc- odpowiedziała, siląc się na szczery uśmiech i zamknęła oczy.

 PS  Przepraszam. Po pierwsze za to, ile musieliście czekać. Pewnie już nikt nie wie, o czym te opowiadanie w ogóle jest :( Po drugie przepraszam za to, że tak mało jest o Macie i Camille, ale coś wzięło mnie za Nate & Ag. Po trzecie, przepraszam za tą mega długą trzecią część, ale jakoś tak niechcący wyszło. Co myślicie o rozdziale? 


Obserwatorzy